Niby na pozór scenariusz wygląda banalnie, bo jego oś zdaje się stanowić problem lokalsi kontra jeden obcy. Szczegółowo na prowincji sami swoi hiszpańscy rolnicy i on samotny Francuz w tym towarzystwie. Oni są u siebie, on sobie przyjechał i uprawia te swoje ekologiczne warzywa na ziemi ich ojców. Ma swoje zdanie, podejmuje zatem nie po ich myśli indywidualne decyzje i staje niekoniecznie całkowicie okoniem wobec ewentualnej asymilacji, ale raczej pragnie przede wszystkim wraz z żoną spokoju, niż za wszelką cenę akceptacji. Wpada niestety w pułapkę miejsca, sytuacji ekonomicznej tubylców i praw jakimi stosunki w wiosce się charakteryzują, a najgorsze ląduje pośród towarzystwa traktującego go jak obiekt drwin okolicznego sfrustrowanego cwaniaka - wzbudzającego respekt zgorzkniałego skurwiela z okolicy. Ten się na Francuza uparł, a mimo że nie wszyscy bezrozumnie za jego frustracją podążają i większość społeczności neutralna, bądź nawet przyjazna, to stanowi wraz z lojalnymi mu bliskimi realne potencjalne zagrożenie. Napięcie pomiędzy samcami rośnie, bo od słów do czynów konflikt ewoluuje - wpierw niby mało groźnych drobiazgów, po działania, które w istotny sposób mogą zagrozić egzystencji francuskiego farmera. Dialog niby podjęty, a zasadniczo próba jego nieudana, więc eskalacja tylko kwestią czasu - tragedia nieunikniona zapewne. Bestie to mocny dramat do połowy w klimacie thrillera, by po przekroczeniu spodziewanej granicy stał się jeszcze bardziej intensywny, w fenomenalnie intymnym, psychologicznie celnym tonie. Jaki z niego morał płynie? Wieloraki, bo raz jest to film o głębokim wyrozumiałym związku dwóch wspierających się osób - o oddaniu i zwycięstwie skromności i cierpliwości nad zgorzknieniem i nienawiścią. Dwa film o upartym dążeniu do celu, bez względu na ofiarę, trzy o strachu i bezradności, jak i po czwarte o toksycznej męskości objawiającej się ambicją dominacji, z lęku przed przyklejeniem etykietki frajera pozbawionego przyrodzenia z granitu. Poza tym takie też, iż wszędzie na zapyziałej wiosze jest tak samo, bo jak jesteś u siebie, to jesteś Pan i jak jesteś Pan u siebie, to jakiś noszący wysoko głowę uciekinier z wielkiej aglomeracji nie podskoczy, szczególnie kiedy według niego miesza ludziom we łbach, a jego obsesję strachu zamienia w rzeczywistość zamykającą mu szansę na lepsze jutro. Po prostu „prości ludzie mogą być dobrzy, ale i źli - trzeba być po prostu ostrożnym”. Reżyser spod ogona sroce nie wypadł i można było się spodziewać pod uwagę biorąc jedynie kilka jego ostatnich filmów, że seans nie będzie czasu stratą, to też czekałem na As Bestas i kiedy już zdarzyła się okazja prędko sprawdziłem. Warto zdecydowanie, bo gęsta atmosfera w której grzęzną postaci ale nie grzęźnie w niej na szczęście fabuła, a akcja rozwija się mozolnie, jednak z kapitalnie nakręcanym napięciem i silnym wpływem atmosfery na widza. Głośno dzwonię teraz na alarm uwagę zwracający, bo nie wypada przeoczyć tak znakomicie napisanego, zagranego i wyreżyserowanego obrazu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz