Od razu rzuca się w uszy taka narracja, jakby taki czy inny stereotypowy detektyw Marlowe o swojej robocie w myślach nawijał i w dodatku wizualna oprawa sugeruje gatunkowe powiązania z kinem noir, a przecież bohaterem podrzędny fryzjer, który dał się ku swojej zgubie wciągnąć w marzenia o sieci pralni chemicznych, jaka to sieć spore zyski przynieść może. Ed Crane mówi w myślach do siebie, bo zdominowany przez najbliższe otoczenie funkcjonuje niemal jak niewidzialny, wycofany, pokorny, niemal bez życia, w trzech czwartych co najmniej mechanicznie - człowiek duch, człowiek przezroczysty. Żaden zapewne oczekiwany prywatny detektyw czy gangster tym bardziej moją uwagę skutecznie zaskarbił, tylko poczciwy, uczciwy przeciętniak, niezdolny według obrony do wymyślenia tak skomplikowanej intrygi jakiej padł ofiarą. Sprzedano mu ideę, która okaże się ostatnim gwoździem do życiowej trumny, w jakiej i tak od lat bez tlenu zamknięty, a pomysł na zdobycie kasy na inwestycję powzięty, nieco zbyt ryzykowny i pomiędzy startem, a finiszem implikujący kolejne jak to u Coenów fatalistyczno-satyryczne wydarzenia. Dzieje się zamieszanie, spirala kolejnych konsekwencji się nakręca, a inicjuje ją sam Ed i ona w Edzie otwiera zaskakujące pokłady odwagi, siły i niespełnionej mglistej nadziei. Trochę lirycznie, odrobinę przesadnie groteskowo, obłędnie wizualnie z bodajże Oscarem nagrodzonymi zdjęciami fenomenalnego Rogera Deakinsa i z muzycznym podkładem ascetycznym ale wyraziście swoje istnienie zaznaczającym. Z doskonałą obsadą, z kapitalnym w roli głównej Billym Bobem Thorntonem mimicznie precyzyjnym i wsparciem innych istotnych postaci znaczących, bo jak gra się u Coena lub tym bardziej Coenów, to nie ma lipy i nie możliwości by którykolwiek z braciszków przepuścił aktorską tandetę, czy szarżę zbyteczną, choć wymuszenia lekkiego przestylizowania w kwestii kreacji sobie odmówić nie potrafią. Wyszło może nie aż tak szałowo aby Człowiek, którego nie było zaznaczył się najwyraźniej w filmografii spółki coenowej, lecz pierwsze wrażenie było przednie, a każde następne przynoszące tak potwierdzenie pierwotnego, ale i coś, co do głębi treści pozwala się dokopywać. Kurtyna opada, a finał to gorycz, smutek i ironia, która ma się zawsze najlepiej w filmach Coenów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz