Odsłuchując! Żałując! Odnotowując! Pojawił się pomysł odświeżenia w pamięci Reroute to Remain, a że z pamięci przebija mocno już wyblakły obraz moich odnośnie wyżej wymienionego odczuć, to zapuściłem sobie rzeczony i nawet w najśmielszych przewidywaniach nie zakładałem, że on tak silnie negatywnie na moim postrzeganiu szóstego długograja Szwedów się odciśnie. Ja przecież kojarzyłem, że nawet w tym odległym roku dwa tysiące drugim był pewnego rodzaju rozczarowaniem i jak wspominam zamykał raczej etap zainteresowania mojego (może rozpoczynał ten proces) muzyką In Flames, lecz nie spodziewałem się bym podczas współczesnego z Reroute to Remain kontaktu, mógł aż tak mocno z niesmakiem reagować na kolejne indeksy. Niestety czas straszliwie przemielił tą muzykę z tego okresu - wypluł jakąś breje i uważam, iż dla mnie jest to obecnie rodzaj stuffu kompletnie nieapetyczny, dzisiaj asłuchalny i nie odnosi się do jakiegoś programowego utyskiwania na kierunek jaki Szwedzi wtedy powzięli, czy ogólnie zatwardziałej jedynie sympatii dla szwedzkiego "melodyjnego death metalu" z początków lat dziewięćdziesiątych, lecz powiązany jest wyłącznie jak czuję z akurat RtR, który najzwyczajniej brzmi straszliwie płasko, bez polotu - jest pomimo przecież dźwięków z natury energetycznych pozbawiony pazura i jadu oraz mało tego, nawet harmonie melodyjne są ubogie, a te wszystkie różnorodne wokalizy irytująco wysilone, wręcz wywołujące dziwną reakcję alergiczną, gdy przecież wciąż mam sentyment i w innych konfiguracjach zespołowych nadal lubię to charakterystyczne mieszanie warkotu z czystymi zaśpiewami. Doszukuję się źródła tejże reakcji tak w oskarżonym brzmieniu niewyraźnym, jak i w pomysłach aranżacyjnych prostackich, bo finezji to w okresie pisania tej miernoty nawet w ilościach szczątkowych nie było - chemii być może też. Słabizna okrutna - aż mi się nie chce gadać. Ech, zamulony przez RtR teraz jestem. Po ch mi to było?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz