Fundament uznaję za jasny, oczywisty, chociażby mój własny, wyczekiwany seans prapremierowy był odbyty w sąsiedztwie dwóch jeszcze do niedawna zapewne nastolatek, których posłyszane, wyszeptywane, a jednak donośne dla fotela obok komentarze sugerowały kompletne zaskoczenie z czym mają do czynienia, co jednoznacznie dowodzi, iż historia jako pierwowzór spisana w XIX-wiecznej powieści Brama Stokera i później rzecz oczywista wielokrotnie na cele popkulturalne modyfikowana, była im niekoniecznie znana, zakładając myślę odważnie ale jednak bez ryzyka, że wampiryzm jako fenomen wpierw w formie przypowieści, dalej osobliwości literatury i finalnie ogólnie kultury medialnej już obcy nie. Stoker inicjująco spisał to co posłyszał i do czego w temacie się dogrzebał, wykorzystując tak legendy jak i dość dobrze udokumentowaną postać Hospodara Wołoszczyzny Włada Palownika (jak się okaże pierwowzór najsłynniejszego wampira - dziecka nocy, Nosferatu), doprawiając każdy przekazywany mit własną rozbudzoną fantazją, tworząc rozpalającą do dzisiaj wyobraźnie powieść o uniwersalnych namiętnościach, gdzie przede wszystkim prymarna walka dobra ze złem i miłość pod postacią najsilniejszych żądz oraz wykorzystywany kluczowy wątek nieznanego, przerażającego i podsycającego pierwotne lęki, które to tajemnicze, niezbadane, więc dla gawiedzi godne potępienia. Eggers jako specjalista od kina niebanalnej grozy, kluczenia pośród starych podań, przetwarzania na nowo ikonicznych opowieści i fenomenalny wizualny kreator wziął więc na warsztat jeden z najważniejszych filmów niemieckiego ekspresjonizmu, będący właśnie (podobno z powodów prawa autorskich) jedynie opartą na kanwie stokerowego bestselleru, w skrócie opowieścią o krwawym (bardzo gęste, niemal bordowe drinki preferującym) potworze/demonie i jego też słabości do opętywania pewnej młodej, poszukującej wrażeń niewiasty, która finalnie dla dobra społecznego (uniknięcie gigantycznej zarazy) oddaje się swojemu prześladowcy - podstępnie przy okazji swojego końca, doprowadzając do sczeźnięcia hrabiego Orloka (tak, kwestia praw autorskich). Dowiedziawszy się o planie Eggersa, właśnie tak idąc tropem sugestii i też mając w pamięci genialny Lighthouse, wyobrażałem sobie, iż stworzy wprost zarazem i nowocześnie jednocześnie, a jednakowoż archaicznie wyglądającą nową wersję obrazu Friedricha Wilhelma Murnaua. Okazało się w trakcie kolejnych wypuszczanych w eter informacji, że Nosferatu Eggersa będzie bardziej w ogólności gotycko staroświecki (barwy wyblakłe, gnijące), a nie filmowo klasyczny (monochromatyczna magia), a teraz już wiem jakie jest w rzeczywistości i zanim odniosę się do cech charakterystycznych wyglądu, to przyspieszę i zdradzę, iż według mojej maksymalnie subiektywnej opinii wyszło reżyserowi, specjaliście w te akurat klocki fantastycznie, bowiem mnie zahipnotyzował i ku mojemu zaskoczeniu nie wąsko też przeraził (są tu sceny które niemałe ciary wywołują). Jednak uznaję iż nie przeskoczył wrażeń które pamiętam wciąż po pierwszym wessaniu w niezwykle kreatywny wampiryczny świat Coppoli i co najważniejsze, ufając największym koneserom najklasyczniejszej klasyki filmowej, nie zdeklasował (he he) arcydzieła Murnaua. Nie zdołał dorównać w chronologicznej kolejności pomysłowości tego drugiego, ni utkać tak przejmującej opowieści, wlewając w nią maksimum smutku jaką stworzył ten pierwszy.
P.S. Tak zgadzam się z ogarniającymi temat już wczoraj moimi przedmówcami, krytykami, konsumento-pasjonatami, iż dźwięk miażdży, a każda klatka to wizualne wypieszczenie ponadprzeciętnie precyzyjne - upojne malarsko. Scenografia, lokacje i pejzaże wytrawnie dobrane, a kolory i gra cieniem fenomenalna, jak i zgadzam się że pod względem sugestywności nie ma opcji aby doskonale technicznie ucharakteryzowany Bill Skarsgård mógł podskoczyć skąpo, umownie wystylizowanym Schreckowi, Kinskiemu (pamiętaj pseudo koneserze o Herzogu) czy bliżej mojego serca, oryginalnie uformowanemu Oldmanowi. Tak tak tak - nie zgadzam się bym mógł się nie zgodzić ze wszelkimi starannie wypunktowywanymi w wysypujących się intensywnie w przestrzeni Internetu recenzjach oczywistościami i jakimikolwiek podpartymi przekonującymi walorami komplementami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz