piątek, 17 stycznia 2025

Down by Law / Poza prawem (1986) - Jim Jarmusch

 

Bogata obsada u kultowego Jima Jarmuscha - w undergroundowo artystycznych, inteligentnych i zarazem ironizująco zdystansowanych do rzeczywistości środowiskach, speca od poważnie-niepoważnej, bez bezpośredniej puenty filozofii kinowej. Młody tutaj u niego po swojemu aktorzy Waits na przykład, z tą "gębą" jaka od lat sugeruje że w zasadzie on nigdy młody z wyglądu nie był. Dalej John Lurie promowany przez reżysera i charakterystyczny, z komediowym, a’la allenowym talentem Benigni. Wreszcie przez chwilę przyszła jeszcze w owym czasie małżonka Benigniego plus nie do pobicia w scenach histerii Ellen Barkin. Na stole zaś do bałaganiarskiej wiwisekcji nowoorleański światek cwaniaków, wyrzutków, nieudaczników i krystalicznie czystych w teorii stróżów prawa. Rzeczywistość w której w praktyce rozpływają się granice pomiędzy tymi co z założenia czerpią zyski z cudzej krzywdy, a tymi co mają obywatela chronić przed krzywdą ewentualną takąż. Wszystko kręci się wokół szmalu, a życie tylko chwilowo, kiedy jakaś niezła passa się zdarzy nie jest do bani. Jarmusch w tym przypadku absolutnie nie pieprzy mgliście, tylko w swoim klimacie, ale jednak wprost sporo przenikliwego ale i oczywistego, o naturze rzeczy daje do zrozumienia. Szanuje te rozkmniniane „parszywe gęby”, kieruje na nie rzadkie pozytywne światło, uczłowiecza je w oczach widza, dając do zrozumienia że to raczej skomplikowana materia, kto jest kim i czym się zajmuje, a co jednak nie do końca tak w praktyce stereotypowo go utożsamia. Poza prawem to od strony postaci/bohaterów tacy z pozoru cwani, a realnie wrobieni, niewinni palanci zapuszkowani, którzy jakimś cudem nawiali. Przekornie, z kapitalnymi już archaicznymi dialogami między innymi o poezji w przekładach - amerykańskim slangowym językiem z zaledwie początku lat osiemdziesiątych. Jednak proszę nie traktować opisu mego zbyt wiążąco, bowiem donoszę, iż Poza prawem prócz z pozoru to co powyżej i przekornie absolutnie nie to, jest też chyba głównie jednak bezpretensjonalną, płynącą w zaskakującym kierunku, z początku przypowieścią o ulicach Nowego Orleanu i z czasem bagnach Luizjany, gdzie w balladowym tonie, zabawnie spotykają się dwie kultury/mentalności - otwarta, wesoła, romantyczna makaroniarska i ta druga, rodzima Waitsowi i Lurie’mu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj