środa, 29 marca 2023

My Dying Bride - 34.788%... Complete (1998)

 


Rewolucja brzmieniowa niewątpliwie - Aaron mówił kiedyś, a było to tuż przed premierą, że zawdzięczają ową przemianę przede wszystkim zmianie miejsca w który album zmiksowano. Na pewno też efekt zamieszczony na 34.788%... Complete był wynikiem zmiany w myśleniu o instrumentarium wykorzystywanym i kompletnej rezygnacji z udziału skrzypiec, a miejsce po nich powstałe wypełnieniu nieagresywną elektroniką z samplowanymi fragmentami i gęstymi gitarowymi motywami. Czas pokazał jednak, iż szok jaki tą zmianą wtedy wywołali (Heroin Chic rządzi), ze wspomnianym brakiem zawodzących smyczków i ogólnie bardziej syntetycznym brzmieniem, okazał się myślę li tylko kosmetyczny oraz chwilowy z istotnymi reperkusjami (he he), gdy wziąć pod lupę kojenie w historii MDB nagrania (wątek za chwilę rozwinę). Mogły one oczywiście pomóc wyjść grupie (a to było ewidentnie potrzebne) z początkowej fazy zżerania własnego ogona, jak również i tak się okazało na kolejnych materiałach (rozwijam porzucony wątek), mogły w praktyce spowodować, że ferment nimi wywołany zmusił muzyków do wyraźnego odwrotu z kierunku rewolucyjnego, jak się okazało na następnych trzech albumach spajając w jedno pomysł nowej aranżacyjnej chwytliwości z przywiązaniem do doom metalowej tradycji. Tak kombinuję, iż właśnie moje ulubione The Light at the End of the World/The Dreadful Hours/Songs of Darkness, Words of Light nigdy nie byłyby tak idealnym balansem pomiędzy surowym doom metalem, a intrygującym gotykiem we względnie przystępnej formule aranżacyjnej, gdyby nie udział w myśleniu o strukturze kompozycji właśnie doświadczenia z 34.788%... Complete. To jest jednak przekonanie z punktu widzenia typa, któremu najintensywniej dreszcze wywołuje wymieniony tryptyk, a który niezupełnie odnajduje się w towarzystwie efektów startowej działalności ekipy z Halifaxu. Dodam jeszcze (bo to dobry moment i miejsce), że 34.788%... Complete pomimo swojej kontrowersyjnej pozornie specyfiki wchodzi mi równie dobrze jak krążki ulubione wymienione, choć będąc uczciwym w stu procentach, to żaden z utworów na niej umieszczonych nie umywa się do takiego The Isis Script. Jednak (kontynuując najszczersze wyznania), to jako całość "trzydziestka czwórka" funkcjonuje na bardzo wysokim poziomie słuchalności i wracać do niej lubię, a ostatnio to wręcz złapałem tygodniową obsesję na jej punkcie. Bowiem perkusja mimo że nie szaleje, to nabija jak na tych smutasów całkiem ekspresywne rytmy, gitary pracują znakomicie wypełniając niemal każdą dostępną przestrzeń wciągającymi tematami, a muzyka zyskuje na tym nie tylko typowy dla MDB klimat, ale także rodzaj transowości. Na koniec dodam, że gdyby zdecydowali się pisać muzykę pod innym szyldem, to zawartość piątego longa udowadnia, iż robiliby to z klasą. Rzekłem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj