wtorek, 21 marca 2023

Peter von Kant (2022) - François Ozon

 

François Ozon kręci dużo i stąd być może nie ma odpowiednio wiele czasu aby zdystansować się do efektu swej pracy i tym samym ewentualnie zweryfikować takowych, zanim pójdą w świat i zostaną poddane surowej ocenie. Tak sobie domniemam i tam gdzie zaznaczam poszukuje powodów,  nie wszystko co oddaje w ręce widza, jest wymaganych bardzo wysokich lotów kinem. W przypadku najnowszej produkcji mam jednak dodatkową wątpliwość i tak jak kilka ostatnich tytułów potrafię podzielić na kategorie dobry i słaby, tak „sypialnianą farsę” na podstawie sztuki Rainera Wernera Fassbindera (dopiero zapoznaje się z wiedzą kim był, czego dokonał i dlaczego jego życie było tak krótkie), nie jestem w stanie jednoznacznie określić. Pokrótce kolorowo tutaj jak u Almodóvara, poniekąd tak samo pozornie pretensjonalnie jak u hiszpańskiej ikony, więc i też pod przejaskrawioną fasadą kryje się wartościowa analiza psychologiczna do odkrycia, jeśli tylko widz ochotę mieć będzie ją dostrzec. Osią bowiem wokół której wydarzenia oplecione człowiek (domyślam się że sam Fassbinder i jego kontrowersyjne namiętności), więc o miałkości literackiego pierwowzoru portretu nie może być mowy. Osobnik jak piszą wielowymiarowy, twórca wyjątkowo płodny, pracujący w szaleńczym tempie i być może jak postać grana przez Isabelle Adjani krytycznie stwierdza - wielki reżyser i gówniany człowiek. Świetny jest w tej melodramatycznej roli Denis Ménochet, który zaiste mocno przegina, bo estetyka groteski mu to szarżowanie nakazuje, ale mimo że robi to z wdziękiem hipopotama, to efekt jest całkiem sympatyczny, nie mówiąc już że przez stereotypowo gejowską mimikę, gesty i język ciała najogólniej przezabawny. Tak,  Ménochet jest jak wyżej, ale numer jeden to niejaki Stefan Crepon, jako milczący (przynieś, wynieś, pozamiataj) Karl - postać z cienia, ale jaka wyrazista mimo ust konsekwentnie zamkniętych. :) Tym samym śmiem uważać, iż wygrywa ze zrobionym łudząco na podobieństwo Krzysia Krawczyka (niby dlaczego nie mogę mieć rodzimych wizualnych skojarzeń, skoro je mam) Panem Hipopotamem, a że o wielkim dziele teraz sam ze sobą nie deliberuję, to już nie przedłużam i na koniec dodam tylko, że bez mnóstwa dobrej woli i jeszcze większej ironii, to do tej bardzo francuskiej szopki lepiej nie podchodźcie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj