poniedziałek, 22 grudnia 2025

Die My Love / Zgiń kochanie (2025) - Lynne Ramsay



Skwarny i parny (miejsce akcji), rozedrgany, chybotliwy, rozhisteryzowany (kierunek psychologiczny) obraz małżeństwa, rodzicielstwa, kryzysu twórczego, depresji poporodowej i rozpadu związku, spotęgowany traumą i chorobą psychiczną, bądź frustracją - jakby sprawdzającą granice wytrzymałości cierpliwości i miłości partnera (różnice zdań w odczuciach Dwóch Kos i Lalu :)). Skompresowany wyjątkowo bezwarunkowo jedynie do przygnębiającej nieokiełznaniem psychicznej szamotaniny, odrobinę zaskakująco jak na Ramsay, bez autorsko podpowiadanej dosłowności dostrzeganej głębi - interpretację w pełni pozostawiając widzowi. Wulkaniczna tutaj, niezrównoważona Lawrence i bezradnie wycofany Pattinson (kocha i się lęka), tworzą namiętnie wybuchową mieszankę, naszpikowaną szerokim wachlarzem emocjonalnych skrajności. Ramsay wybrała kapitalnie tą parę i pokusiła się o nakręcenie kolejnego trudnego filmu, bo opartego na dotkliwie ciężkich do wyrażenia uczuciach. Pokazania na ekranie szaleństwa, obłędu, depresji, lęku, jak również erotycznej fascynacji cielesnej, wrzącego młodzieńczego wariactwa, co wymagało dobrego aktorstwa i sprawnego umysłu reżyserskiego. Pomysł, jak i wykonanie zasługuje na szacunek, bo to kino nieszablonowe, nieco tajemnie pokręcone, rozwichrzone, z pulsującym sercem. Grace (Lawrence), to taka Kobieta pod presją 2025, wyraźnie nawiązującą do postaci Mabel (znakomita w tej roli Gena Rowlands) u Cassavetesa. Podobna emocjonalność, ba! nawet wygląd fizyczny i mimika (te bose stopy), zbieżna tematyka i waga problemu, jakim jest postępująca i przebiegła choroba człowieczego mózgu. U Ramsay mamy jednak nieco inną formę fabuły - niejednoznaczności, uwikłane w symbole i wizje, co nadaje filmowego pazura i mocniej oddziałuje na emocje. Mniej scenariusza, a więcej improwizacji aktorskiej - więcej performance’u psychologicznego, jakby instalacji artystycznej sugerującej odzwierciedlenie szaleństwa metodycznego. Przewagi brutalnego artystycznie, metaforycznego i dosadnego widowiska nad stricte analitycznym wglądem, to też zawarte w nim emocje intymne, do wychwycenia i zrozumienia, gdy wejdzie się w obraz na poziomie hipnotyzującego transu. Cassavetes natomiast podszedł na surowo do swoich bohaterów, mocno realnie, codzienność potrafił umiejętnie prawdziwie zamienić w koszmar, posiadając u swego boku skarb w postaci Rowlands - bezdyskusyjny gwarant jakości aktorskiej i filmowej.

P.S. Kumaci post punkowcy wychwycili zapewne łącznik muzyczny z pewnymi skandynawskimi współczesnymi kozakami. Łącznik jaki znakomicie wiążę treść obrazu z tekstem country-folkowego kawałka przewodniego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj