Trzysta sześćdziesiąt pięć dni dwa tysiące dwudziestego piątego jak (proszę sobie tutaj wstawić porównanie, może przysłowie pierwsze z brzegu) przeleciało. Coś tam się przesłuchało i coś się tam obejrzało i jeden materiał coś po sobie pozostawił, innym nie warto było się zainteresować, a jeszcze inny wstrząsnął i pozostanie ze mną już być może jako klasyk do dni końca. Muzycznie absolutnie słabo nie było, choć na miano naj naj jedynie pięć albumów u mnie zasłużyło. Sporo więcej ustawiło się w pozycji pomiędzy momentami kapitalne, a bardzo poprawne poprzez kto wie jaki jeszcze tego materiału los w ocenie z perspektywy czasu. Zatem poniżej to co się umownie w odtwarzaczu nowego, tegorocznego kręciło, pogrupowane i skategoryzowane pod hasłami. Wszystko co tutaj, to w szerszej optyce gdzieś na blogasku, więc linkuj człowieku jeślisz zainteresowany co i dlaczego tak.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz