sobota, 6 grudnia 2025

The Smashing Pumpkins - Adore (1998)

 

Do niedawna byłem kompletnie nie-kumatym, a dzisiaj odrobinę jedynie zorientowanym typem w temacie szerszej znajomości albumów ekipy Billy'ego Corgana. Moja orientacja ograniczała się przez kilka ostatnich dekad do uczestnictwa gościa w projekcie "solowym" Tony'ego Iommiego (świetny między innymi numer z właśnie Corganem) oraz naturalnie obijania się o uszy tych najbardziej dyń znanych numerów, ale ponad elementarne skojarzenia, to nic więcej nie wiedziałem i jeszcze kilka miesięcy temu wiedzieć nie bardzo chciałem. Nieco się w przeciągu niemalże roku zmieniło i po bliższym zapoznaniu z tymi mega popularnymi dyniowymi albumami ostatnio sadystycznie wałkowałem sobie Adore i już przed eksploracją będąc świadom, że to będzie inny rodzaj muzycznego doznania niż w przypadku Siamese Dream, to i tak czułem mocną dezorientację i w dużym stopniu także rodzaj przy-nudzenia, bowiem Adore płynie sobie płynie i nie to jest jego słabością, że brakuje grunge'owej siły, ale fakt dla mnie ostatecznie przygnębiający, że nowe wówczas (bliższe szerszemu audytorium) wyciszone brzmienie jest niemożliwie rozmyte (biedne) i numery w większości nie posiadają nic więcej poza bujanym (quasi wręcz akustycznym - bez względu na elektroniczny charakter) smuceniem. Zero pulsu ciekawszego, tak samo niewiele interesującego dzisiaj po latach podejścia do tematu, pomimo iż Adore zapewne miał w założeniu próbę odświeżenia pomysłu. Ten pomysł niestety odczuwam jako płaski i jestem głuchy na argumenty w jakich okolicznościach niesprzyjających Adore powstawało i z jakimi dramatycznymi konsekwencjami stan umysłów powodowany uzależnieniami się skończył. Mnie zwyczajnie ta estetyka podbijanej elektroniką jałowej ballady nie wkręca i powtórzę, że nie wiążę swojego oporu z rezygnacja dyniek z gitarowego brudu, tylko z pozbawieniem kręgosłupa numerów rytmiki angażującej, w znaczeniu rytmiki złożonej. Być może się mylę, błądzę jako laik i ślepiec teoretyczny, bo w kompozycjach z Adore istnieją fajne patenty, a ja jestem na nie nieczuły. W tej chwili słyszę przede wszystkim to samo na początku co na końcu i nieznośną miałkość biedy aranżacyjnej, jaką próbują zamaskować syntetycznymi detalami. One takim laniem wody, bez konkretów - oszukiwaniem, może dla części fanów grupy skutecznym, bądź wprost korespondującym z ich drogą ewolucji, tudzież de-ewolucji gustów. Mnie Adore drenuje z ochoty na wszystko i zamiast wprowadzać w stan rozwijającej refleksji, wciąga w otchłań znużenia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj