czwartek, 18 lutego 2021

Aktorzy prowincjonalni (1978) - Agnieszka Holland

 


Z jednej strony pięknie niedzisiejsze kino - bogate intelektualnie kino swoich czasów, kiedy polski film był zaangażowany i co istotne radził sobie z cenzurą władzy, dzięki przenikliwym i rezolutnym artystom i ich błyskotliwym koncepcyjnie podstępom. Dla widza świadomie spostrzegającego rzeczywistość z punktu widzenia historycznego i uważnie obserwującego polską mentalność w obliczu konfrontacji z wrogiem z obcego, ale i własnego łona, także współcześnie bez znacznego wysiłku poddający się właściwej interpretacji. Jedno w nim to sposób filmowania, znaczy montaż i cięcia oraz głębia psychologicznej analizy. Drugie specyfika gry aktorskiej opartej również na odnalezieniu się w zamieszaniu scen grupowych. Widowisko pozornie chaotyczne, lecz tym samym zasługujące na przymiotnik naturalne. Mimo że osadzone w konwencji kina moralnego niepokoju, to jednak myślę że na swój osobny sposób bezpretensjonalne, bo przecież do bólu autentyczne. Oglądam z wypiekami na twarzy, niczym bym obserwował dokument z życia nagrywany podczas rzeczywistych rozmów i dyskusji. Cholernie mądre kino, tylko jak już zauważyłem z pozoru chaotyczne i konteksty użyte wymagające - czasami nieco trudne, bo niby archaiczne, już tak odległe, a jednak obecnie paradoksalnie znów palące. Kino jednakowoż traktujące w miarę zrozumiale o aktualnych nie wyłącznie wówczas realiach politycznych i egzystencjalnych - funkcjonujących w złożonym systemie naczyń połączonych. Kino rozbudowane wielokierunkowo znaczeniowo (życie społeczne, polityczne, artystyczne - także historyczne uwarunkowania) i jednocześnie analitycznie skupione przede wszystkim na samym indywidualnym człowieku. Od wielkiego zbiorowiska ludzkiego w sensie społeczeństwa do znacznie mniejszych skupisk, w których najwyraźniej widać małe dramaty jednostek funkcjonujących w stałym konflikcie pomiędzy tym co jest w ustroju wymagane, a co świadomej i krytycznie myślącej osobowości moralność i własne przekonania podpowiadają. Ponadto leje się obficie wóda i idą równo z dymem fajki - te tak właściwe atrybut czasów, stanowiące lek na nerwy i frustrację! Aktorzy prowincjonalni podsumowując to ważna kameralna rozprawa, śmiertelnie poważne symboliczne kino, ale trochę w tym konkretnym anturażu miejsca (jak tak patrzę z perspektywy czasowej) też chwilami (przepraszam za porównanie) górnolotny archetyp kabaretu Olgii Lipińskiej. ;)

P.S. Jak pisałem to się trochę przez wysiłek intelektualny spociłem. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj