Łapiemy bieżący temat i korzystamy zamaszyście z wyobraźnią z fabularnego potencjału ”lokdałnu”. W brytyjskim wydaniu, z
perspektywy jednej pary (która nota bene nie jest już oficjalnie parą) - „pary”
mieszkającej w Londynie, która zmaga się z uniwersalnym dzisiaj problemami
relacji partnerskiej. „Pary” zamkniętej 24/h w czterech ścianach i wszystkimi
toksyczno-traumatycznymi wydarzeniami zawodowymi, które wbijają się w to
nienaturalne obecnie życie za pośrednictwem łączy internetowych. Ludzie wariują
pod wpływem okoliczności, przeżywają gigantyczne osobiste tąpnięcia radząc sobie
słabo z wyzwaniami. Oglądam i się nieźle bawię, zadając sobie pytanie z punktu
widzenia własnego doświadczenia - czy to nie jest zbytnio na poziomie scenariusza przeforsowane tudzież przerysowane? W sumie nie wiem czy to istotne, bowiem jak nadmieniłem dobrze
się tą obyczajową tragikomedię ogląda, gdyż raczej przeintelektualizowanego
nudziarstwa reżyser oszczędził i sama robota aktorska to wysokiej klasy
warsztatowa biegłość. Jestem zatem za i nie zgłaszam większych pretensji, choć
nie było to przeżycie filmowe jakichś okazale wysokich lotów. Dobre kino,
żadne dzieło, ale polecam jako terapeutyczną rozrywkę lub rozrywkową terapię.
P.S. Jak uatrakcyjnić kameralną dramę? Wstrzyknąć jej do krwiobiegu nieco zwariowany wątek sensacyjny i tym samym dodając dynamice (z początku puls był słaby) koniecznej adrenaliny, patrzeć jaki będzie efekt finalny tegoż eksperymentu. Taki miał pomysł scenarzysta, taki projekt sfinalizował reżyser. Całkiem przebiegłe z nich dranie. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz