sobota, 6 lutego 2021

Saint Maud (2019) - Rose Glass

 

We wzbudzającym nieprzyjemne (brrr) lęki gatunku filmowym horrorem zwanym nie gustuję i z racji braku większej sympatii dla prób przerażania z ekranu zbyt często nie sięgam po propozycje takież. Robię to jedynie sporadycznie, tylko i wyłącznie wówczas gdy bardzo wiarygodne źródła akurat tytuł polecają, a w rekomendacji jasno daje się do zrozumienia, że nie wyłącznie o grozę dla grozy tylko w konkretnym filmie chodzi. Takąż Saint Maud protekcją w necie może się pochwalić i nie jest ona absolutnie na wyrost przez znamienitych autorów (z zasady krytycznie entuzjastycznych opinii) w tym przypadku wypowiadana. Kiedy trzeba Saint Maud w fotel z impetem wciska i kiedy należy usuwa widzowi twardy grunt spod stóp, a przez cały czas intryguje i napięcie wysokie utrzymuje. Wizualnie kapitalnie skleja gęsty mrok tła ze sterylnym charakterem fasady, inaczej też spaja nowoczesne podejście do gatunkowej materii z klasycznymi zabiegami posiadającymi rodowód szczególnie w dreszczowcach z lat siedemdziesiątych. Ponadto obraz to zagrany koncertowo, a rola tytułowa gdyby pewnie nie dość wciąż jeszcze niewystarczająco mainstreamowy charakter produkcji zespołu wytwórni A24  (a może schiza na ekranie nie ma fejmu i hajpu wśród członków Akademii?), to Morfydd Clark powinna być w czubie faworytów do Oscara. Zgoda moja co do powyższych superlatyw i cech charakterystycznych - zachwyt mój formą może mimo walorów wyeksponowania nie gigantyczny, lecz względem treści (przefiltrujcie ją przez system osobistych przekonań!) to już naprawdę wielki. Jedna tylko uwaga na koniec, że trudno mówić w tym przypadku sensu stricto o horrorze w hollywoodzkim rozumieniu stylistyki, bowiem bliżej tej złożonej wypowiedzi filmowej ekstremalnie mrocznego dramatu psychologicznego niż właśnie współczesnemu kinu grozy.

P.S. Dodam jeszcze (ostatecznie ostatni), że nie przeglądając zapisków to pamiętam iż we względnie nieodległym czasie takie dobre, bo niecodzienne dzieło grozą karmiące to oglądałem za sprawą głośnego The Lighthouse i dzięki Aronofsky’emu kiedy wpierw nakręcił sugestywny Black Swan, a ostatnio potwornie obłąkaną Mother!. To chyba jest znacząca rekomendacja. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj