Polański
od startu specjalizuje się
w kinie psychologicznym i często też
znakomicie radzi sobie w thrillerowych klimatach, stając
się w takiej akurat połączonej
stylistyce mistrzem niekwestionowanym. Lokator jednak mimo że te dwa
gatunki intrygująco splata, to też oprócz
walor kina do najgłębszej rozkminy
posiadając, ma też wadę techniczną, którą
nieznośnie skrzekliwe brzmienie głosów
postaci. To trochę przeszkadza w skupieniu
się na treści,
więc ta obserwacja rodzącego się
i błyskawicznie przybierającego
na sile obłędu bohatera zakłócana
jest takimi niby drobnostkami. Poza tym tajemnica którą
niby rozwikłuje finalny quasi twist, jest faktycznie dość przewidywalna. Lokator to takie dziwadło w
stu procentach „polańskie" i
dziwadło przez to nie takie w stu
procentach też proste do zinterpretowania, choć
dodatkowe wyjaśnienia czy naprowadzenia
nie są dla trafionego adresata jakieś konieczne. Postaci jakie
interpretując powieść Rolanda Topora
Polański wykreował,
to też w jego stylu niezwykle niezwykłości,
nie tylko charakterologicznie, ale wręcz wizualnie jakby wprost z
cyrku pokazującego osobliwości natury. Dosadne rysy, przesadny
makijaż, przerysowane pozy. Jest tu mnóstwo
detali, małych smaczków
które uatrakcyjniają
i uzupełniają główny
kurs nakręcanej intrygi. Jak niegdyś
wspominał Tomek Beksiński, Lokator to wampiryzm w najgorszej
postaci, w pozbawionym romantycznej teatralności z epoki anturażu. Bez krypt,
peleryny i połyskujących w świetle księżyca kłów. Wokół ludzkie hieny, żerujące na słabościach i wrażliwości. Wyrywające
ochłapy z jeszcze żywego organizmu, bądź właśnie jak wampirze
istoty wysysające z niego życiową energię - pożywiające
się instynktami z egoistycznym poczuciem ciągłego
nienasycenia. Uciekasz więc, zamykasz się, zasłaniasz zasłony,
ale budzisz się pewnego dnia i uświadamiasz sobie że wyrwano ci
ząb, a może serce i nim się zorientujesz już stoisz na parapecie.
Lokator zapewne nie zrobiłby na mnie tak ogromnego wrażenia, gdybym
nie zapoznał się wcześniej właśnie ze
wstrząsająco osobistym tekstem Beksińskiego. Nie wszystko
bowiem Polańskiemu udało się przekazać tak wyraźnie, aby ktoś
kto z bohaterem nie poczuje więzi
identyfikacyjnej, bez problemu dostrzegł
psychologiczno-socjologiczne zawiłości. To dzieło dla przeciętnego widza raczej pokraczne,
dzieło na pozór niemal wyłącznie odpychające, jednak pod grubą warstwą groteskowej wręcz maniery, kryje się głębia
dla wrażliwca poddawanego permanentnie ponad jego siły obserwacji i
czynnej psychicznej inwigilacji, bez problemu wyczuwalna. Każdy inny
może mieć z tym kłopot i w poczuciu niezrozumieniu treści poprzez
niedostrzeżenie całej istoty skwituje Lokatora grymasem przerażenia
lub aroganckiego zlekceważenia. Chyba że spojrzy na niego oczami Tomka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz