wtorek, 1 lutego 2022

Le locataire / Lokator (1976) - Roman Polański

 


Polański od startu specjalizuje się w kinie psychologicznym i często też znakomicie radzi sobie w thrillerowych klimatach, stając się w takiej akurat połączonej stylistyce mistrzem niekwestionowanym. Lokator jednak mimo że te dwa gatunki intrygująco splata, to też oprócz walor kina do najgłębszej rozkminy posiadając, ma też wadę techniczną, którą nieznośnie skrzekliwe brzmienie głosów postaci. To trochę przeszkadza w skupieniu się na treści, więc ta obserwacja rodzącego się i błyskawicznie przybierającego na sile obłędu bohatera zakłócana jest takimi niby drobnostkami. Poza tym tajemnica którą niby rozwikłuje finalny quasi twist, jest faktycznie dość przewidywalna. Lokator to takie dziwadło w stu procentach „polańskie" i dziwadło przez to nie takie w stu procentach też proste do zinterpretowania, choć dodatkowe wyjaśnienia czy naprowadzenia nie są dla trafionego adresata jakieś konieczne. Postaci jakie interpretując powieść Rolanda Topora Polański wykreował, to też w jego stylu niezwykle niezwykłości, nie tylko charakterologicznie, ale wręcz wizualnie jakby wprost z cyrku pokazującego osobliwości natury. Dosadne rysy, przesadny makijaż, przerysowane pozy. Jest tu mnóstwo detali, małych smaczków które uatrakcyjniają i uzupełniają główny kurs nakręcanej intrygi. Jak niegdyś wspominał Tomek Beksiński, Lokator to wampiryzm w najgorszej postaci, w pozbawionym romantycznej teatralności z epoki anturażu. Bez krypt, peleryny i połyskujących w świetle księżyca kłów. Wokół ludzkie hieny, żerujące na słabościach i wrażliwości. Wyrywające ochłapy z jeszcze żywego organizmu, bądź właśnie jak wampirze istoty wysysające z niego życiową energię - pożywiające się instynktami z egoistycznym poczuciem ciągłego nienasycenia. Uciekasz więc, zamykasz się, zasłaniasz zasłony, ale budzisz się pewnego dnia i uświadamiasz sobie że wyrwano ci ząb, a może serce i nim się zorientujesz już stoisz na parapecie. Lokator zapewne nie zrobiłby na mnie tak ogromnego wrażenia, gdybym nie zapoznał się wcześniej właśnie ze wstrząsająco osobistym tekstem Beksińskiego. Nie wszystko bowiem Polańskiemu udało się przekazać tak wyraźnie, aby ktoś kto z bohaterem nie poczuje więzi identyfikacyjnej, bez problemu dostrzegł psychologiczno-socjologiczne zawiłości. To dzieło dla przeciętnego widza raczej pokraczne, dzieło na pozór niemal wyłącznie odpychające, jednak pod grubą warstwą groteskowej wręcz maniery, kryje się głębia dla wrażliwca poddawanego permanentnie ponad jego siły obserwacji i czynnej psychicznej inwigilacji, bez problemu wyczuwalna. Każdy inny może mieć z tym kłopot i w poczuciu niezrozumieniu treści poprzez niedostrzeżenie całej istoty skwituje Lokatora grymasem przerażenia lub aroganckiego zlekceważenia. Chyba że spojrzy na niego oczami Tomka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj