niedziela, 20 lutego 2022

Grand Magus - Hammer of the North (2010)

 


Grand Magus to kapitalny wokal  Janne „JB” Christofferssona i mocarna sekcja rytmiczna, a do tego świetne heavy solówki i wyraziste marszowe riffy. Oczywiście jest w tej nucie nieco irytująca podniosła maniera, wzniosła idea, która w tekstach powiązana z miejscem pochodzenia z deklaracjami siły ducha i szacunku dla dawnych skandynawskich tradycji. Jednak wpierw jest to chwytliwe melodyjne klasycznie heavy metalowe granie, lecz bez falsetów, tylko z prawdziwie męskim zaśpiewem. Na całe szczęście też pomimo podobieństw formy, dalekie od tandety serwowanej przez Manowar, a bliższe spuścizny birminghamskich ikon. Hammer of the North brzmi soczyście i jako niezobowiązujące towarzystwo dla browara nada się znakomicie. Grand Magus zaś poznałem chyba mniej więcej na wysokości Iron Will (2008), wówczas gdy JB kończył swoją fantastyczną przygodę ze Spiritual Beggars i przez bodajże trzy kolejne krążki byłem z nimi w miarę blisko. Hammer of the North odbieram zatem jako album nie bez znaczenia dla rozwoju moich fascynacji muzycznych, ale żebym nazwał go ważnym punktem szans nie ma. Tak samo jak dyskografii Szwedów, która jest wybornym, ale jednak tylko w obrębie dość hermetycznego gatunku przykładem klasycznego heavy metalowego okładania podstawowego w metalu instrumentarium. Ze swoimi wszystkimi zaletami jak i wadami stylistycznymi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj