Taka zabawna sytuacja! Myszkuje sobie po tym "jutjubie" i nie dokonując wcześniej żadnych wyborów muzycznych w okolicy około emo-metal core'owej trafiam na video Bad Omens. Co jeszcze bardziej zabawne, tak obrazek jak i numer mnie zaciekawia, więc sięgam po najnowszego longa grupy, na którym to Nowhere to Go zamieszczony i sprawdzam co też teraz młodzież amerykańska zainteresowana bardziej graniem gitarowym niż rapsami słucha. Melduję iż gustuje ona w nutkach rzewnych, emocjonalnie oddziałujących, w których metal to tylko bardzo symboliczne wpływy w postaci zwiększających natężenie ostrych riffów, które to będąc powtarzalnymi, jednak struktur nie mają kompletnie banalnych, a czasem wręcz zaskakująco interesujące. W przypadku The Death of Peace of Mind gitarowe wpływy nu metalowych ojców założycieli z Korn są szalenie wyraźne, ale jednak więcej tutaj klimatu kojarzącego się z nowoczesnym popem, a wokal Noah w subtelnych rejestrach to taka do złudzenia męska Halsey tudzież Meg Myers, natomiast kiedy młodzian ryknie, to moje myśli biegną na przykład w kierunku frontmana Normy Jean, a w najbardziej agresywnym i wyszczekanym w stawce Artficial Suicide właśnie Jonathana Davisa lub Deza Fafary. Ogólnie słucha się tej kontrastowej hybrydy stylów bardzo dobrze, bowiem kompozycje trzymają słuchacza w napięciu, punkty zwrotne są fachowo poutykane pośród chwytliwych motywów, a aranżacje ciężkich partii płynnie zazębiają się z budującą konsekwentnie atmosferę elektroniką. Przyznaję iż jestem nieco zaskoczony, gdyż spodziewałem się więcej ognia, a The Death of Peace of Mind to bardziej syntezatorowe niż gitarowe granie. Granie przestrzenne, dobrze potrafiące uchwycić w falach intensywnych ducha nu metalu czy metal core'a, natomiast przede wszystkim znakomicie odnajdujące się w bujających motywach, stanowiących niewątpliwie fundament na którym rozwijają całkiem obiecująco dojrzałą formę. Oczywiście jest to formuła skierowana bardziej do fana popowych współczesnych gwiazdek po linii The Weeknd czy Post Malone, niż ikon w postaci Deftones. Dlatego odtwarzając The Death of Peace of Mind i pisząc powyższy tekst nie spodziewam się bym nazbyt często do niego powracał i propsował w towarzystwie, bo chociaż w tym współczesnym zalewie niezłej popowej nuty, czasem wrzucę sobie dla równowagi i relaksu na odsłuch krążki powyżej wymienionych czołowych przedstawicieli nurtu, to jednak na dłuższą metę nie są oni w stanie utrzymać mojego zainteresowania, czy tym bardziej zrewidować mojego muzycznego gustu. Trzeci album Bad Omens jest jak transowy taniec w kompletnie pustym klubie - intymny, wiążący emocjonalne przeżycie z fizyczną aktywnością. :) Nadaje się tak samo do ruchu, jak kontemplacji - ogólnie może oczyszczać umysł i ciało z negatywnych emocji. I jest to jego istotny walor!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz