poniedziałek, 9 maja 2022

King Buffalo - Acheron (2021)

 


Jak pamiętam, kiedy The Burden Of Restlessness absolutnie na świeżo jako pierwszy materiał Jankesów rozpoznawałem, zapowiadali jego autorzy  nawet trzy materiały w ciągu jednego roku wydadzą i zastanawiałem się wówczas czy to tak samo mądry jak ambitny plan. Okazało się że z trzech dwa w plan wprowadzili i w jednym roku kalendarzowym dwie salwy oddali i obydwie na wysokim poziomie, więc nie ma co narzekać i podważać zasadność takiej obecnie bardzo niecodziennej decyzji. Sensu też nie dostrzegam w ponownym detalicznym opisywaniu charakteru tej nuty, bowiem jedyna różnica pomiędzy wymienionymi krążkami oprócz ilości numerów i czasu ich trwania ogranicza się naturalnie do wydłużenia kompozycji poprzez zwiększenie w bluesującym stonerze pierwiastka psychodeliczno-progresywnego, który to w większym natężeniu pojawia się właśnie na Acheron. Riffy płyną swobodnie niemal przez cały program płyty jednym tempem i robią przestrzeń dla rozwijania dość melancholijnych melodycznych tematów, okraszanych równo rozbudowanymi atmosferycznymi solówkami, a od święta też klawiszowym klasycznie progresywnym motywem. Album to właściwie zdominowany przez pięknie zaaranżowane pasaże instrumentalne, a wokal jest jedynie tłem i przez charakter barwy wokalisty wtapia się w całość bezkolizyjnie, przez co zatracając charakter. To jednak nie jest wada Acheron, a wręcz przeciwnie, gdyż mało optymistyczne wersy wyśpiewywane w takt średnich temp w takich okolicznościach możliwości głosowych ich aranżu wypadają najbardziej przekonująco. Jest w tej nucie uparte trzymanie się schematu, ale jest też pod powierzchnią budowane napięcie, najwięcej mimo to tutaj eterycznej poświaty, czasem tylko wyraziście podciąganej w wyższe rejestry mocniej wybrzmiewającym akordem, tudzież konkretniejszym riffem. To nuta niemal relaksacyjna, do kontemplacji idealna i kapitalnie wprowadzająca w muzyczną hipnozę. Na kanapie, ze słuchawkami na uszach, kiedy popołudnie przychodzi i tempo dnia spowalnia. 

P.S. Jak tak popisałem, to okazało się że niby krążki podobne, a jednak tak różne. I chyba fajnie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj