piątek, 20 maja 2022

Apollo 13 (1995) - Ron Howard

 

Kiedyś to był numer jeden w temacie hollywoodzkiej historycznej interpretacji najbardziej płodnych lat amerykańskiego programu kosmicznego. Czasu intensywnego podboju przestrzeni kosmicznej, czasu rywalizacji dwóch największych ówczesnych mocarstw, wreszcie czasu ambicji ponad zdrowy rozsądek. Od połowy lat dziewięćdziesiatych żadna inna produkcja nie mogła konkurować z Apollo 13 Rona Howarda (specjalisty od bardzo dobrze ale daleko od zjawiskowo :)) i dopiero kiedy młody, obiecujący i za chwilę już doświadczony i hurtowo nagradzany Damien Chazelle nakręcił Pierwszego człowieka, wówczas kino weszło na kolejny jeszcze wyższy poziom zaawansowania technicznego, a sam Chazelle zagwarantował mu niewyobrażalnie wysoki poziom artystyczny, w wydawałoby się dość przewidywalnej stylistyce. I taki też akurat był Apollo 13 - doskonały warsztatowo, aktorsko pierwszoligowy, ale niestety schematyczny i pod względem targających emocji i pulsu podskórnego dość jałowy, jak na potencjał historii (choć lipy kompletnej nie ma, pompatyczna nuta działa :)). Żeby było jasne, kiedy nastąpiła jego premiera byłem zachwycony i stał się on jednym z moich ówcześnie ulubionych filmów. Ale w owym zamierzchłym czasie moje oczekiwania były znacznie niższe, a i chyba gust wciąż jeszcze za mało wysublimowany, więc entuzjazm był usprawiedliwiony i niejednokrotne powtarzanie seansu zrozumiałe. Dzisiaj poddany autopsji wypada bardziej blado, widać w nim wszystkie charakterystyczne wady mainstreamowego kina najtisowego, ale sentyment i do nostalgia, a tym samym słabość, nadal nie pozwala mi krytykować go w oderwaniu od smarkatej więzi, więc wróciłem kilka dni temu, obejrzałem przypominając sobie obrazy z przeszłości i konteksty wcześniejszym projekcjom towarzyszące. Wniosek mam stąd jeden, cholernie szanuje ale absolutnie już nie wariuje. Zestarzał się w miarę dobrze, ale jednak się zestarzał i nawet jeśli mógłby pozostać bardziej taki jak kiedyś, to ta oczywista wada nie postawi go pod pręgierzem krytykanctwa czy tym bardziej kpiarstwa, bo nie zasługuje! Apollo 13 jest też taki jak większość filmów Rona Howarda - zachowawczy i rzemieślniczy, inaczej reżyser niczym nie ryzykował i trzymał się kurczowo sprawdzonej metody realizacyjnej. A czy to źle czy dobrze żalezy od subiektywnego punktu widzenia, a mój jest właśnie taki niby trochę na tak i trochę na nie, kiedy ćwierć wieku temu był w stu procentach na tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj