Ale to jest zajebisty album, z czasów w których się nim zachwycałem, a dzisiaj kiedy do niego powróciłem po co najmniej dwóch dekadach dociera do mnie że poznałem go tylko jak to łebek pobieżnie, znacznie inaczej niż na to zasługiwał, bo przede wszystkich przez pryzmat mocno chyba na VIVIE promowancych singli. Cholera wie czy po tym od kilku dni bardzo intensywnie trwającym na nowo romansie z Time to Move ruszę dalej wstecz i odświeżę też siłą pędu kilka rodzimych albumów z gatunku (między innymi Flapjacka i Dynamind, o cholerka może też Blenders :)), na stówe jednak przypomnę sobie kultowe wówczas Ugly Kid Joe z America's Least Wanted, może też coś Dog Eat Dog i innych jeszcze bardziej ogranych amerykańskich tuzów z tamtych lat, w postaci obowiązkowych Suicidal Tendencies. Bowiem nie ma co ukrywać, że nie byłoby H-Blockx i tak kopiącego dupsko Time to Move bez inspiracji zza oceanu i nie byłoby takiej nuty w Europie i tym bardziej nie byłoby (nie-wia-ry-go-dne) z niemieckiego Münster. Raz crossover i bardziej lajtowy hard core, dwa fantastyczny funky rock, którym w czystej postaci nigdy nie jarałem się tak, jak jego wpływami w bardzo wielu formacjach tych z najtisów, ale jeszcze bardziej w odsłonie lat siedemdziesiątych (kocham to funky jednej z odsłon składu Deep Purple - wiecie, tej z Hughsem i Coverdale'm). Nie kocham jednak funky RHCP, a próbowałem zawsze i zawsze bez efektu przytulić ich do swojego serduszka, lecz nic pustka - zero uczucia do dzisiaj. Wracając jednak do Time to Move, o jprdl jak mnie ten materiał porwał i nie mogę wyjść z szoku, że o nim zapomniałem. O jprdl w jakim jeszcze większym zadziwieniu pozostaje, że właśnie jego obraz w pamięci zupełnie inny niż teraz na nowo zbudowany miałem. Album to potwornie równy, nagrany z nieprawdopodobną pasją i energetycznym kopem, a ubrany w brzmienie które nawet dzisiaj z powodzeniem daje radę. Jak tu pięknie bas kręci proste, ale fantastyczne figury, jak wokalna ekspresja kilku typów rozsadza membrany i jaki ona ma w punkt timing. Kapitalna nuta która bez hamulców czerpie pomysły od większych, bardziej popularnych, kreując kapitalny klimat, tworząc w żadnym wypadku przełomową nową jakość, tylko daje masę dobrej zabawy i absolutnie nie jest tylko banalnie chwytliwa, bo muzycy H-Blockx wówczas mieli to coś, co idealnie łączyło wykorzystanie zainteresowania stylistyką z pisaniem naprawdę mega mega zajebsitych numerów. Wszystko tu lepi się do ucha i wszystko podnosi tętno - od wzbogaconego wizualnie ciekawą ekspozycją skocznych hiciorów w rodzaju Move i Risin' High, przez baaaardzo redhotchillipeppersowy Little Girl, po każdy losowo wybrany inny kawałek. Mocno chyba zapomniana i niedoceniana perełka najtisowa. Może dlatego że w przyszłości grupa już takich świetnych krążków nie nagrywała. Mogę się jednak mylić, bo tak jak wyżej - nie pamiętam, albo pamiętam inaczej niż należało zapamiętać. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz