O jaki grubiutki temat i jaki grubiutki film uszyty z tego tematu! Lubię to, bo nie powiem żebym nie był ostro zafascynowany takimi dylematami moralnymi, jakie podejmuje scenariusz południowokoreańskiej perełki, bowiem co jak co, ale kwestie drogi życiowej i poziomu czy płaszczyzny startu do niej, nie jest jakimś tam byle czym w rozkminie egzystencjalnej. Od razu jednak dodaję, że nie zajmuję żadnego twardego stanowiska i mimo bicia się z myślami, podejmując liczne próby przemyśleń oraz wyciągając też oczywiście wnioski i przychylając się do co niektórych, często z dwóch biegunów argumentów, to nie wiem co lepsze bo i mam pewność, iż żadna z dróg nie gwarantuje finału z oczekiwanym przecież naturalnie happy endem. Baby Broker to jednak coś więcej niż zamknięty wokół wartościowania mega empatyczny dramat z kluczowym wątkiem moralnym. Baby Broker to zasadniczo modna współcześnie i najczęściej przytulająca prestiżowe nagrody gatunkowa hybryda, ale tak koniecznie aby zostać zauważona i doceniona zgrabnie zaaranżowana, że mnogość wątków i postaci szerokie spektrum, nie budzi poczucia sztucznego komplikowania, a samo zawikłanie wynika samo z siebie, naturalnie rozbudowując historię o liczne zmienne, które myślę nawet osoby z klarownymi i często wręcz radykalnymi przekonaniami pobudzi do refleksji - z wątpliwościami w roli kluczowej. Baby Broker to ogólnie nieoczywisty film o miłości, wrzucając w szuflady gatunkowe zaś dramat społeczny, nostalgiczny film drogi, ale i kryminalna czy policyjna przypowieść, w których wspólnie w dodatku poczucie humoru i dystans zostaje zaznaczony, aby przygnębiające w zasadzie story nie dobijało widza psychicznie wyłącznie i przygotowało niejako do względnie optymistycznego finału. Innymi słowy, daleko od oceniania i przede wszystkim niepotrzebnego podkoloryzowywania dla potrzeb uatrakcyjniania, bo przecież życie samo w sobie ma tyle często teoretycznie wykluczających się wymiarów, że jaki jest niby sens sztucznie mu ponad miarę doklejać, jeśli jest się na tyle bystrym aby je dostrzec i poddać rozbudowanej analizie. Poza tym obraz w sensie wizualnym jest idealnie z optyką scenariusza skorelowany i te mroczno-deszczowe fragmenty ze scenami słonecznymi się pięknie spinają w całość, a ja cenię, kiedy świat w filmach udostępnia się widzowi z różnych kierunków i perspektyw - nie nastawiając jednostronnie i nie prowokując do wyrażania tak nawiedzonych sądów, jak i nie skazując widza na emocjonalne wbijanie w jednorodny klimat ilustracyjny.
P.S. Koreeda po niekoniecznie udanej europejskiej Prawdzie, powraca na poziomie Złodziejaszków i ja jestem za tym, aby chyba jednak skupił się na kręceniu w Azji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz