piątek, 29 września 2023

Kurak Günler / Gorące dni (2022) - Emin Alper

 

Tureckie kino? No nie może być - nie może być aby było dobre, bo przecież Turcy kręcą chyba wyłącznie takie tandety podobne do bollywoodzkich roztańczonych widowisk, albo inne gnioty telewizyjne, które kupuje nasza publiczna i raczy wysmakowany gust swoich arcy świadomych politycznie wyznawców jedynie słusznej opcji. Dlatego gdyby nie rekomendacja kogoś kogo nie mam obawy uznać za rodzaj wyroczni w kwestii gustu (tak, mam takich), to bym Gorące dni ominął, choć "sygnatura" canneńska wzrok przyciągnęła i oczywiście już wcześniej kusiła, oj kusiła. Pierwsza scena i od razu mam podejrzenia, że to mocna metafora mentalności bohaterów - mieszkańców małego prowincjonalnego miasteczka, a w nim układów i wewnętrznych niebezpiecznych gierek lokalnej władzy oraz wpływowych autochtonów. Interes jest tam gdzie są oddziaływania, a do korytka wiadomo ciągną najbardziej okoliczne cwaniaki, w tej sytuacji prostaki z wąsem, zażywający rozrywki podczas sadystycznych polowań i mocno zakrapianych biesiad, podczas których załatwiają swoje biznesy, budując przewagę podłymi szantażami. Szantaż jest w tej historii kluczem, a zasugerowane kwestie zmian klimatycznych dalekim, lecz nieobojętnym tłem dla socjologiczno-kryminalnej rozkminy, która mozolnie się rozbudowuje, rozwijając dość oczywiste podejrzenia co się za tym kryje, więc można się bez większego wysiłku intelektualnego domyślić, ale nie przewidzieć do końca gdzie ona nas zaprowadzi - bowiem meandruje sobie. Snuje się i kręci, a mimo zakol jednak za rączkę prowadzi do potężnego, jak wspomniana moja wyrocznia napisała "przerażającego transowego finału". Nie ma się więc co dziwić, że kojarzy się z głośnym Lewiatanem Zwiagincewa, bo te korupcyjne motywy, ten klimat zmowy, a oprócz geograficznej skrajnej różnicy temperatur, to pomimo iż trudno dobrze nie ocenić filmu Alpera, to jednak Zwiagincew potrafił tą atmosferę prowincji sugestywniej w obraz wtłoczyć - mentalności historycznymi zawiłościami przeoranej, beznadziei obecnej przeokrutnej i znacznie intensywniej (o Lewiatanie wciąż mowa) czas z filmem Zwiagincew spędziłem. Jednako Turek też kompletnej lipy nie wciska i atmosfera osaczenia, badawcze cyniczne rozpoznania, uśmieszki fałszywej przyjaźni, próby wymuszenia przychylności, a jak nie wychodzi to wzbudzenia strachu, bądź wprost jak się okaże poprzez już nie tylko uśmieszki wyższości zastraszenia, mogą przeryć psyche, gdyby jeszcze aktorstwo nieco odlepiło się od standardowo kojarzącego się ze wspomnianymi we wstępie powszechnie uznanymi za sztandarowe produkcjami, szeroko rozumianej tureckiej kinematografii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj