Druga dopiero płyta, a już własny styl, ogromna dojrzałość i rozwijane z rozmachem ambitne tendencje. Rozbudowane aranże, skomplikowane tematy, ekspresywne kulminacje, puls intensywny oraz nieszablonowa ekspresja jazzowa w post punkowych klimatach - wreszcie wokalista za bębnami. Tak ich widza, tak ich piszą eksperci - gdybym sprowadzając do esencji sparafrazował ich opinie. Brzmi interesująco, lecz czy to we mnie w praktyce rezonuje? I tak i nie, chyba jednak z przewagą zaprzeczenia, gdyż tak debiut jak i drugi krążek odsłuchany nawet kilkukrotnie, nie wzbudził we mnie zakładanych lub życzeniowo wyczekiwanych emocji i choć zostanie zapamiętany i zamrożony, być może do bardziej odpowiedniej pory, kiedy zagada, to dzisiaj stanowi jedynie frapujący i nie w pełni naturalnie jeszcze zrozumiany fenomen. Krytyka się nim jara i poniekąd rozumiem w czym rzecz, lecz muzyka tak do mego środka nie trafia. O Monolith jest skondensowany bardziej od debiutu (zgadzam się), odbierając złośliwym argument że chłopcy (bo to przecież bardzo młodzi ludzie Squid tworzą) na początku swojej drogi kompletnie popadają już w megalomanie i gigantyzm, więc O Monolith jest spójny, także równie fajnie że tajemniczy. Wiąże w sobie kilka emblematycznych szczególnie dla ejtisów rockowych styli/gatunków, ale wiąże je raczej nieszablonowo – pozwalając ponieść się własnej oryginalnej wizji przepracowywania wspomnianych. Gdybym jeszcze przestudiował dogłębnie teksty, to zapewne mógłbym dodać, iż dopełniają one celnie muzyczną wizję, mało przyjazną przeciętnemu pancurowi czy metaluchowi i łatwiej z nią trafić im myślę pod strzechy jazzowych czy alternatywnych rockowo odszczepieńców, niż właśnie fana nuty bardziej bezpośrednio przemawiającej. Jednak jak obraz odbioru Squid na scenie raczej ekstremalnej pokazuję, są wśród nich i może mimo wszystko nie w mniejszości znacznie mniej stereotypowi wyznawcy hałasu, że tak dobrze się Squid przyjąć udało. Ja ze swojej strony przyrzekam, iż zrobię wiele aby móc się dostać na listę obecności tych drugich - zatem po obecnie zapowiedzianej przerwie, będę tak debiut jak i dwójeczkę Squid odsłuchiwał uparcie, aż w końcu zatrybi. Łatwiej by mi było gdyby więcej grali po linii takiego Undergrowth lub też Siphon Song.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz