Na wyczytane hasło "fińskie Fargo", bardzo mocno się zajarałem, lecz niestety do kultowego filmu braci Coen nie ma to jakiegokolwiek startu na wszystkich chyba możliwych płaszczyznach, o których nie będę się rozpisywał z lenistwa, ale i szacunku dla wielkiego dzieła amerykańskiej kinematografii, bo samo nawet porównywanie jest naciąganiem wartości Historii drwala, która może wyłącznie przez pryzmat momentami fajnej nuty, mroźnego prowincjonalnego klimatu i tylko bardzo odrobinę akurat osobliwych postaci, była dla mnie możliwa do zdzierżenia. Jednako nawet jeśli doszukuje się w tym zasadzie ponad moje siły ambitnym w przesłaniu niczym jakichś walorów, to tak po prawdzie w innych filmach które poddają mi pod nos świetny scenariusz i realizację kapitalną, te trzy cechy zniknęłyby, bo są co najwyżej w wydaniu odpowiedzialnych za omawiany tylko dobre. Nic ponadto, może lekko przesadzam, ale na stówę nie spodziewajcie się w powyższym przypadku kinowego objawienia. Po prostu można luknąć z ciekawości, ale może lepiej nie potrzeba, bowiem nie sztuką wziąć jakichś przegranych typów, dać im siekierę i zainscenizować brutalny mord w afekcie, kiedy chciało się z nadzieją zapewne na nagrody ożenić nieszablonowy, bo posikujący się motywami paranormalnymi kryminał z czarną komedią i społecznym przekazem, licząc na groteskowy strzał w dziesiątkę, a czyniąc to w praktyce bez przekonania i na jakiejś irytującej sztuczności oraz z uzyskanym głównie wrażeniem bałaganu, w sensie słabej czytelności. Jeśli nawet ten seans to nie całkowita nuda, to totalna męczarnia - róbcie jednak jak uważacie - może Wy udźwigniecie ciężar gatunkowy tego czegoś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz