wtorek, 12 września 2023

Puma Blue - Holy Waters (2023)

 

Puma Blue, czyli Jacob Allen jest w swoim artystycznym zamyśle quasi akustyczny i Holy Waters jest przez to może lekko monotonna, ale to tylko pozór i jeśli ktoś jest najzwyczajniej mało spostrzegawczy i na wspaniałą nutę nieczuły, to nie zauważy naturalnie ile się na tym cudownie mglistym brzmieniowo krążku dzieje w kwestii rytmiki, a najbardziej umiejętności wykorzystania jakby się też na pozór wydawało wąskiej, a w rzeczywistości kiedy ktoś zmyślny przy niej pomajstruje, szerokiej przestrzeni do niebanalnej aranżacji. Ja akurat po znakomitym singlu opatrzonym niemniej znakomitym obrazem (piszę o Hounds) i konfrontując go z kolejnymi wydanymi, bardziej kameralnymi lub jak kto woli spokojniejszymi dźwiękowo obrazkami (O! The Blood, Dream of You, Pretty) miałem obawy, że pełna płyta oparta na tak subtelnie cichych aranżach i smutnym jak najczarniejsza czerń doświadczeniu depresji (żałoby), będzie zwyczajnie nazbyt przygnębiająca, monotonna i finalnie poprzynudza, a tu takie zaskoczenie, że ona jest w pierwszym odruchu oczywiście smutalska, mało dosłownie dynamiczna, ale w tej formule za cholerę nie mogę jej odmówić przymiotu intrygującej. Holy Waters jest albumem wręcz mnie obecnie pochłaniającym i nie mam żadnych wątpliwości, iż może to być tylko chwilowe moje zauroczenie estetyką muzyczną sygnowaną (jak rozumiem) pseudonimem artystycznym bardzo drobnego mężczyzny, śpiewającego, a raczej szepcącego z muśnięciem falsetu emocjonalnie drenujące, a warsztatowo genialne wręcz perełki, z takimi zdobnymi i do odkrywania wciąż na nowo aranżacjami, że ja nisko opuszczam głowę w geście gigantycznego szacunku. Staram się powiedzieć (nie wdając się zarazem w szczegółowe analizy), iż to może jak dałem do zrozumienia muzyka udekorowana w sposób wysmakowany w ogromną dawkę błyskotliwości do wychwycenia (zgodnie hipnotyzujący taniec perkusji i basu, klawiszy wspólne z samplami akcenty i to saksofonowe doładowanie), ale w pierwszym rzędzie muzyka wrażliwej duszy i tym samym do głębi człowieka docierająca i mocno tą psychologiczną stronę ludzką dotykając, dla mnie już bardzo ważna. Hounds mnie rozkołysał, ale kolejne wewnętrznie pulsujące dzieła Pumy mnie oczarowały, wessały i stały się w formule długograja jednym z najlepszych jakie w tym roku dane mi było poznać. Takiego lekko jazzującego R&B, z taką lekkością korzystającego ze stylu lo-fi sobie życzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj