poniedziałek, 10 stycznia 2022

C'mon C'mon (2021) - Mike Mills

 

Myślę że Joaquin Phoenix, jak nikt inny nadaje się do takich gadanych/wymruczanych intymnych produkcji. Pasuje tu jak ulał z tym swoim werbalnie "bełkotliwym" i pełnym zawieszeń stylem - znaczy charakterystycznie zdobną retoryką zatopioną w znaczonej z premedytacją pauzami rytmice. :) Ta jego maniera może irytować i mnie chyba właśnie zaczyna, ale jest też ona po coś i bez powodu nie jest przez reżyserów tak ochoczo wykorzystywana, umieszczając Phoenixa pośród najbardziej pożądanych i zapracowanych aktorów. Mike Mills, twórca zauważonych i jak się okazało trafnie docenionych przeze mnie kilka lat wcześniej 20th Century Women wiedział czego od aktora o podobnych właściwościach warsztatowych oczekuje i doskonale je w wykonaniu Phoenixa tutaj wykorzystał. Zakładam też z szacunkiem dla pracy reżysera, ale i z konieczną w tej sytuacji dla ociosania tematu z nadmiernej powagi dozą poczucia humoru, iż sama mało dynamiczna metoda narracji miała na celu wpierw wypłoszyć z kina przypadkowego widza i pozostawić wyłącznie tego, który świadomie i z obowiązkowym zaciekawieniem będzie towarzyszył tej podroży poprzez emocje wywoływane pytaniami i odpowiedziami. Mike Mills nakręcił film o uczuciach i ich wyrażaniu. O byciu ze sobą i dla siebie poświęcając czas i uwagę. O cierpliwości, wyrozumiałości i troskliwości. O pomocy i szukaniu rozwiązań w zaskakujących sytuacjach. O dorosłości ale przede wszystkim o dzieciństwie, a co za tym idzie o dojrzewaniu. O poznawaniu siebie nawzajem i potrzebie bycia zrozumianym. Film o sprawdzaniu partnera interakcji w procesie odkrywania i kształtowania nie tylko własnego ja, jak i o frustracji i złości, kontroli i wyciąganiu wniosków po tym jak w ferworze się ją utraci. Nakręcił poza wszystkim obraz czarno-biały, gdyby ktoś nie zauważył. :) Choć to nie ma większego znacznie ponadto, że ekspozycji miejsc nadaje ten fakt subtelnie charakter poetycki - a przynajmniej nie ma większego znaczenia dla jego merytorycznych atutów, którymi wielce poruszająco i empatycznie podjęta niezwykle newralgiczna problematyka. Powstało kino ważne i oparte o znakomite, mimo że manieryczne aktorstwo. Najbardziej jednak Mills na słowa uznania zasługuje, za szlachetne intencje jakie za wykonaną pracą reżysera i scenarzysty w jednej osobie się ukrywają i dobru jakie ten film wszystkim którzy poświecą mu czas oferuje. Chodzi zwyczajnie o to by znaleźć odpowiednie słowa opisujące przeżycia i nadać im konstruktywne znaczenie. A to wymaga wysiłku i otwarcia do kompletnego obnażenia swojej istoty. Zatem nie jest proste. Jest (co będę kręcił) w praktyce wręcz niewykonalne. Próbować jednak należy, dla chociażby małych przełomów komunikacyjnych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj