wtorek, 25 stycznia 2022

The French Dispatch / Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun (2021) - Wes Anderson

 

Od strony estetycznej, jest to zawsze mistrzostwo świata. Jak już Wes Anderson sobie coś w głowie umyśli, to nie ma mowy, by zaprzęgnięci do roboty scenografowie, tej wizji z jego fantazji w dekoracje filmowe nie zamienili. To jest mega i kropka. To jest cudo i kropka. To jest och i ach i nie wiem normalnie co jeszcze! Oczywiście Anderson w tym cudzie jaki wyczynia jest tylko pozornie oryginalny wizualnie, bowiem garściami czerpie inspiracje od znakomitości sprzed lat (przedstawicieli bezwzględnie starego lub względnie starego kina). Jednak robi to z takim stylizacyjnym wdziękiem i z takim rozmachem, że trzeba się nisko mu pokłonić i wyrazy szczerego uznania przesyłać. Kurier Francuski w moim ograniczonym wciąż spostrzeganiu jego filmografii jest w istotnym stopniu powieleniem pastelowej krainy i sukcesu Grand Budapest Hotel. Zarówno właśnie w sensie formy plastycznej jak i sposobu narracji, co nie jest absolutnie powodem do narzekań, bo pójść w kontynuacje czegoś tak fajnego, to nic innego jak obrać drogę bardzo satysfakcjonującą dla zakochanego w jego wizji widza. Pytanie jednak czy w przyszłości coś zmieni czy tylko pomysł będzie doszlifowywał? Póki co pieści mój wzrok to zamiłowanie do makiet, cudnej kolorystyki, faktury oraz kadru, ale także dostarczają mi ambrozyjskich wrażeń obecne możliwości finansowe sponsorowane przez pewnych sukcesu komercyjnego producentów, dające Andersonowi przywilej zatrudniania topowych nazwisk do towarzystwa nazwiskom od początku jego kariery wiernie mu towarzyszących (które w międzyczasie nota bene dzięki niemu często w kult także poobrastały). A czymże ogólnie jest The French Dispatch? Jest po primo hołdem dla wszystkich stojących za wartością kultowego New Yorkera. Jest też ponad to pierwsze natłokiem fantastycznie zaaranżowanej treści, rozbijającej jednako nieco uwagę pomiędzy ilustracyjne detale, a bogate merytorycznie fabularne historie. Jest napisanym lekkostrawnym quasi poetyckim językiem, przekrojowym błyskotliwym i intensywnym zbiorem kilku felietonów, nawiązujących do dogorywającej już tradycji zdobnego w artyzm dziennikarskiego kunsztu. Jest fenomenalnym widowiskiem bez granic formy, w postaci gatunkowej mozaiki - intelektualnym i artystycznym majstersztykiem wykreowanym przez człowieka pozbawionego jakichkolwiek granic wyobraźni. Jest tym wszystkim czego po Wesie Andersonie można było się spodziewać i zapowiedzią wszystkiego tego co w przyszłości jego twórczość przyniesie. W twitterowym ujęciu - finezyjną, wykwintną rzeczą - rzecz jasna. Przepraszam, sztuką chciałem powiedzieć. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj