piątek, 14 stycznia 2022

Wodzirej (1977) - Feliks Falk

 

Wodzireja ogląda się dzisiaj jako świadectwo historyczne. Rodzaj dokumentu o czasach minionych - co żadnym odkryciem. Spostrzega ikoniczny obraz Feliksa Falka jako wartościowy dziennik z lat nieco mniej siermiężnego PRL-u, ukazujący jednak nadal smutnych ludzi żyjących w skromnych warunkach i akurat dla pozornej równowagi uciekających w objęcia taniej rozrywki serwowanej na balach organizowanych przez zakłady pracy. To raz, dwa natomiast (i tu jest pierwsza noga tematu), to uderzenie w ówczesną branżę rozrywkową, która zapewne z dzisiejszego punktu widzenia wymuszała oczywiście brudne układy, interesowne znajomości (kultowa „cytrynówka” :)), znaczy kumoterstwo, protekcje, ogólnie tzw "plecy" i nawet drobne szantaże, ale ze względu na ilość i jakość oferowanego „pieniądza” nie ma startu do współczesności. Pewnie w kwestii ogólnej niewiele uległo przemianie, ale natężenie, intensyfikacja patologii obciążającej moralny kręgosłup młodych, często zdolnych, wchodzących w branżę jest nieporównywalna. Stąd postać Lutka Danielaka może być rozpatrywana jako archetypiczny przykład, jednakże w takim ujęciu rozwijającego się stanu chorobowego, jak nie przymierzając podążanie za sensacją telewizji z lat dziewięćdziesiątych do tejże obecnej. Chwytający się każdej okazji, łapiący chałturę za chałturą Lutek, to drań uparty. On do wszystkich drzwi zapuka, nie wszystkie od razu otworzy, od wielu się odbije, ale jak nie drzwiami to oknem skubany na salony wbije. Bo karierę i sukces trzeba pazurami wydrapać, a jak nie wydrapać to chociaż wychodzić. Cisnąć ile wlezie, czasem dla wykucia żelaznej determinacji i szczwanego rozumu pobudzenia, odbić się od ściany i wtedy jak nie od frontu to może od zakrystii. Przysługa za przysługę, handelek informacją, intryga, blef itp. itd. Jest też i naturalnie poziom trzeci (konstrukcji noga numer dwa), którą kreacja Jurka Stuhra, wtedy energetycznego młodziaka, grającego według podpowiedzi (patronującego filmowi) Andrzeja Wajdy, gnając na oślep, grając Lutka biegiem, „bo gdyby ten chłopak nie gnał, toby chodził i czasem mógłby się zatrzymać, a gdyby się zatrzymał, toby pomyślał i może wielu rzeczy by nie zrobił, i mógłby być innym, lepszym człowiekiem”. Absolutnie zdominował tym samym Jerzy Stuhr ekran, grając postać Danielaka na pełnym ADHD z takim przekonaniem, autentyzmem żywiołowością, ze człowiek ma wrażenie że ten (uwaga kalam świętości) jednowymiarowy aktor jest w rzeczywistości takim właśnie Danielakiem. To niezwykła naturalność zachowań przemawia za tym przekonaniem, poza i maniera fenomenalnie zinternalizowana, bo jak się okazało sam Stuhr w swoim życiu miał krótki epizod „wodzirejki” i sam w takim środowisku się obracając, kapitalnym okiem bystrego obserwatora wyłapywał charakterystyczne manewry  stosowane przez kolegów „karierowiczów”. Z tego aktorskiego żywiołu i praktycznych obserwacji niepokojących wynaturzeń ówczesnego systemu, pod kontrolą znakomitego reżysera powstał jeden z najsłynniejszych obrazów kina moralnego niepokoju. Tak piszą eksperci, tak widzę to także ja. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj