środa, 29 maja 2024

Biała odwaga (2024) - Marcin Koszałka

 

Ja wiedziałem że Koszałka to jest kawał reżyserskiego talentu i dodatkowo jako wrażliwy artystycznie operator z wykształcenia, potencjalnie estetycznie, wizualnie zawsze mój faworyt do komplementowania. Będę się więc teraz ekscytował i Koszałki pracę chwalił, bo to jest w praktyce fenomenalnie nakręcone i nawet jeśli historia byłaby miałka (a oczywiście nie jest), to i tak z gigantyczną pewnie wciąż rozkoszą bym oczami obraz wciągał - a tak mam i jedno i drugie, kapitalne ujęcia i fabułę zniuansowaną na poziomie najlepszych scenarzystów w branży. Historię fascynująco i też przygnębiająco przez życie napisaną i zaadaptowaną przez ekipę pod nadzorem Koszałki równie bogato i wybornie. Pól godziny wstępu, po czym robi nieco inaczej, bo lokacja się przenosi i po przez kulturę kształtowanych tożsamościowych rozważaniach wkracza kluczowy wątek sprowadzającego strach, ale i niosącego pokusę dominacji nazizmu, ale jakościowo od początku do końca mocarnie, nie pędząc przez fakty nazbyt szaleńczo i nie ślizgając się po nich, bo wszystko co w scenariuszu można nazwać konsekwencjami, na solidnym fundamencie przyczynowo skutkowym oparte. Szczegóły po raz pierwszy teraz – ten brudny zielonkawy filtr upodabniający do fotograficznych archiwaliów dobrze współgra z ciekawą pracą kamery i ujęciami onieśmielającego skalnego majestatu Tatr. W ogóle zmyślnie to nakręcone, nowocześnie techniczne możliwości wykorzystujące ale i trzymające się mrocznego artyzmu plastycznego, a ja to tutaj w tekście wytłuszczam, bowiem mam słabość tak do statycznego kręcenia w izbach, jak i z perspektywy gruntu ogarniania scenografii w obejściach, co jasne też do z rozmachem filmowania pejzaży, a tu wszystko w jednym w idealnych proporcjach jest mi nieszczędzone. To nie zaskoczenie że każdy kadr u Koszałki dopieszczony i tak na zewnątrz jak i wnętrzarz chat wyglądający niczym realistyczne pędzlem malowane obrazy, czyniące ogromne wrażenie bez konieczności posiłkowania się technologią, która zeżarła już zakładam właśnie swój ogon w przypadku ubiegłorocznej ekranizacji Reymontowskich Chłopów. Szczegóły tutaj po raz drugi, że zwyczaje ponad zdrowy rozsądek, dudki ponad chyba też honor i tą podkreślaną uparcie góralską dumę, ale dla oddającej historyczną prawdę, w straszliwie skomplikowanych, przynoszących gwałtowne i zdumiewające koleje losu, wymuszających złe wybory wojennych czasach, kiedy słownym deklaracjom okoliczności stawiają wyzwanie pt. "sprawdzam!". Wstrząsającego niezmiernie kina przez dwie godziny kosztowałem i ja tu widzę (gdyż z automatu porównuje) szerokie podobieństwa, bo tak jak od czasu fenomenalnie opowiedzianego przez Smarzowskiego Wołynia, nie było równie targającej emocjami nieoczywistej historycznej opowieści o ludziach z krwi i kości oraz skomplikowanej etnicznie i politycznie rzeczywistości, tak seans Białej odwagi także z pamięci przywołuje u mnie również doświadczenie projekcji Filipa Michała Kwiecińskiego na podstawie powieści Tyrmanda. Biała odwaga FILM, to jest na wielu poziomach prawdziwa uczta - odważne spojrzenie na trudną przeszłość Podhala, co ciekawe zupełnie nie przystające do jednostronnego i ubogiego obiektywnie założenia jakie musowo patriotyczni pseudo-historycy z mnóstwem frazesów na ustach (ryjach?) zanim obejrzeli, aby zrobić szum mieli i też zapewne Biała odwaga mini SERIAL (tak powstała też rozszerzona wersja) ma swoje walory, choć nie napiszę, że nieomieszkam sprawdzić, bo seriale omijam z racji czasu nie z gumy i wchodzenia (w tym subiektywnym kontekście) akurat klasycznym z okolic dwóch godzin fabułom przez niezwykle popularny obecnie format w paradę. Finalizując refleksję - Koszałka mistrz, gdyż jak jest reżyser który ma wizję, do wyważonej optyki serce oraz do obrazu wyostrzone oko, przede wszystkim jednak na planie charyzmę, to wszyscy grają jak z nut, a Biała odwaga jest aktorskim koncercichem najwyższych lotów, całej bez wyjątku obsady.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj