poniedziałek, 6 maja 2024

Kos (2023) - Paweł Maślona

 

Dam do zrozumienia nasamprzód, że przewrotnie, że skojarzenie-przeniesienie! Ono jednak z filmu Maślony nie czyni wprost filmu Tarantino. Z perspektywy przykładowo wątku, gdzie Afroamerykanin niewolnik i chłop polski pańszczyźniany w tej samej byli sytuacji, to bardzo oczywista teza, lecz jednocześnie teza jakby kompletnie w naszej szkolnej nauce historii ignorowana i zadziorna też autora scenariusza konstatacja, więc z tego punktu widzenie bardzo bliska spostrzeżeniom niby banalnym, a jednak niezwyczajnym, jakimi wspominany przez recenzentów w kontekście Kosa Quentin Tarantino, bardzo gęsto swoje maksymalnie oryginalne produkcje nadziewa. I to by było tyle (wsio - pierwsze do odszczekania), no może oprócz pułkownika Landy kojarzącego się wprost z Rotmistrzem z Duninem (taka szarża Więckiewicza że nie powiem, nagradzać, nagradzać, nagradzać), ale poza tym to jednak film Maślony już nie ma nic bez większego naciągania wspólnego (drugie na koniec do odszczekania) z powtarzam mega oryginalnym, super autorskim kinem Tarantino. Może na naszym gruncie jest to coś nowego, bo w wykonaniu polskich twórców takiego soczystego obrazu historycznego (obrazu tak brutalnie rozprawiającego się z naszymi narodowymi przywarami), to z gromnicą szukać, ale w układzie odniesienia światowym, niczym bardzo wyjątkowym ta formuła się nie odznacza. Dlatego uważam, iż takie jednoznaczne zestawienie powyższych nie jest w dziesiątkę trafione, ale za to za aktorstwo u Maślony kapitalnych męskich osobowości ekranowych, grających bardzo dobrze napisane postaci, to piątka z plusem i poziom najwyższy - też napiszę bez ogródek, światowy! Wspomniany Więckiewicz, dalej więcej niż przyzwoity Braciak, makabryczny w sensie zagranej przerażającej postaci Simlat, czy coraz bardziej ze swoją fizys twarzy wielowymiarowy aktorsko Bielenia - no fajnie, bardzo fajnie, ale ale… numer jeden, to Pan Pacek jako Pan Stanisław – wielkie mi pozytywne warsztatowe zaskoczenie! Podobnie jak Więckiewicz szarża, ale taka również szarża, której jako widownia ulegamy i nie mamy za złe, że ona lekko pod publiczkę, bo żar skurw-y-syństwa porywa i jak jako widownia tej postaci podłej nienawidzimy. Oj grubo jej nienawidzimy! Jest jeszcze mnóstwo w Kosie mega detali i genialnie pospinanych motywów książkowo historycznych z groteską, z których twórcy powinni być wielce dumni, ale jest i strona techniczna, bo jak już szabla idzie w ruch, to tak posoka ulana i śmierć białą bronią zadawana, że proszę wierzyć - żadna nie jakaś sztuczna popierdółka, tylko na pełnej biedaka konanie. I w sumie gdyby nie ta jeszcze ostatnia u Pułkownikowej Marii Giżyńskiej (dała radę Agnieszka Grochowska) kapitalna w wydaniu polskiego kina godzina, to bym trzymał się wcześniejszego przekonania, iż Maślona korzysta z przepisów Tarantino, ale nie przesadza, tylko że to rozgrywanie długiej sceny pod potrzebę podsycania napięcia takie w punkt tarantinowskie (a i szarże aktorskie to też znak rozpoznawczy QT), więc przyznaję wisi ta zawiesina oczywista QT nad pomysłem obrobionym przez Maślone. Faktycznie, jest jednak coś w tym z początku by się wydawało nader brawurowym skojarzeniu, poza tym jest jeszcze przemoc, po korek nawet przemocy patrząc na nią w scenie buntu chłopstwa, tu domniemam że akurat już podłóg Smarzowskiego koncepcji łączenia brutalności z ryjącą dodatkowo banie muzyką Mikołaja Trzaski. Tak tak, przez ten rzeźnicki finał i muzykę w tle smarzowszczyzną też czuć intensywną. Kos jest cholera mega błyskotliwy, bo w szczegółach przemyślany, ale jest i tak "czarno-humorowo" zaskakujący, że aż boli, kiedy dociera z przesłaniem, że nikt nam w tej pieprzonej dotychczasowej historii krzywdy większej nie miałby możliwości uczynić, gdybyśmy my się sami, tak skutecznie nawzajem nie podgryzali aż do rozszarpywania.

P.S. Plakat powyżej inny niż ten najpopularniejszy, bo ten szeroko rozpoznawalny w nazbyt oczywisty sposób, dla fana grubego kina kojarzony. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj