Piąty w dorobku długograj naszej stoner/doom metalowej ekipy i pierwsza naprawdę poważna moja próba zgłębianie zawartości ich albumu, co jest poniekąd dla mnie zaskoczeniem, gdyż jak liczę, płyty z dyskografii tychże wirtualnie przerzucając, to od dekady co najmniej są u mnie w kręgu uwagi, ale gdzieś chyba mała we mnie wiara jak się okazuje była, że mogą jak równy z równym z europejskimi czy amerykańskimi potęgami z gatunku rywalizacje nawiązać. Może też wina leży po stronie przypomnianych ostatnio na stronach blogaska Corruption, którzy całkiem spore ambicje mieli, a że rzeczywistość je zdeptała, to sobie być może podświadomie taka pararelkę z Dopelord zbudowałem i warszawiakom odebrałem prawo do podważenia ogólnej tendencji, że My to w tej (umownie) bardziej myślę amerykańskiej (niźli nawet brytyjskiej estetyce) nie bardzo. Za moimi przemyśleniami stoi też fakt który sami muzycy Dopelord podkreślają, że u nas to z tym stoner/doom metalem ciężko o większego od fana ciężkich brzmień kopa i chyba łatwiej o wsparcie czy chociaż zrozumienie stylistyki za granicą - gdzie jednak konkurencja potężna, jak nawet na mało mainstreamową, a bardziej niszową gatunkową przynależność. Dopelord jednak na Songs For Satan mocno do przodu się wyrywają i proponują naprawdę materiał daleki od jedynie rodzimych jakościowych skojarzeń, bo gdybym nie wiedział że to nasi, to nie miałbym od razu podejrzeń, że to stoner/doom "po Polsku" - tak to dobrze brzmi. Brzmi doskonale, tak jak takie granie rezonować w głośnikach powinno, a kompozycyjnie jest to album który żadnych gwałtownych ruchów nie uskuteczniając, a jedynie rozwijając z rozmysłem styl, potrafi skutecznie zawojować o komplementy w kwestii dostrzeżonej ewolucji. To już ekipa okrzepła i jak wywiady wskazują bardzo świadoma miejsca i celu do jakiego podąża, a jaki nie jest przerostem ambicji nad treścią, a właśnie do okoliczności idealnie zdrowo-rozsądkowo dopasowana. W dodatku są obecnie częścią gatunkowo legendarnego katalogu i mogą zapewne liczyć na dobre trasy u boku bardziej znanych, silniej rozpoznawalnych, więc i na kolekcjonowanie doświadczeń których im i tak już nie brak, nie będą w najbliższej przyszłości myślę narzekać. Dysponują więc obecnie niezłymi możliwościami i nowym albumem z równie mocnym potencjałem, bowiem Songs For Satan jest jak stylistyki maniaka wymaga powłóczyście, w sensie psychodelicznie hipnotyzujący, ale ma też momenty kiedy zamiast częstej w sytuacji obcowania z muzyką o ogromnym ładunku wyrazistego, lecz surowo odegranego riffu i zdecydowanie rytmu niespiesznego, Dopelord oferuje również konkretnie w obrębie tych samych numerów zespolone z klimatem przelewania gitarowej smoły, wycieczki w kierunku melodyjnej stonerowej solówkowej ekwilibrystyki, a przede wszystkim pociągającego groov'u, bez konieczności ucieczek w podkręcanie temp i burzenie spójności albumu. Oczywiście potrafią przyspieszyć i robią to znakomicie na przykład w zamykającym Worms, ale jest to gaz raz względny, a dwa wynikający z potrzeby jaka tkwi w samym (zauważmy!) potężnie doomowym kawałku, który dzięki niemu tylko na atrakcyjności zyskuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz