wtorek, 14 maja 2024

Á ferð með mömmu / Matka siedzi z tyłu (2022) - Hilmar Oddsson

 

Co za miejsce, jakie cudownie surowe okoliczności przyrody i ta antystresowa izolacja, która przekornie może prowadzić do melancholii, kiedy tak czas powoli równym nurtem płynie i z pewnością jednak samotność doskwiera. Opowieść kończy się jak ponury żart, a zaczyna raczej sielsko, choć nie anielsko, bo życie spokojne, lecz też w jakimś sensie niespełnione, gdy na oko ponad pięćdziesięcioletni mężczyzna na wyspie islandzkiej z matką mieszka. Kiedy ona umiera zaczyna się niezła draka i wszystko co dalej następuje, to taka urzekająca raz zwyczajność w swojej niezwyczajności, a dwa seria zdarzeń z kategorii osobliwości, jakie tylko chyba osobne kino islandzkie może zaproponować. W balladowym klimacie film drogi - perełka wizualna, nieco przez czarno-biały wygląd i charakter czarnej nostalgicznej, momentami onirycznej, ale głównie jak diabli ponurej, lecz jednak komedii przypominający (no proszę, a jednak skojarzenie z kinem amerykańskim) kultową dla mnie Nebraskę Alexandra Payne’a. Bardzo podobne osobowości, dziwaki jak na standardy wielkomiejskie - po prostu życie życie, ale nie w Madrycie, czy tym bardziej na szczycie. O celu w życiu lub chociażby wypełnieniu życiowej pustki. Między innymi też o spóźnionym dojrzewaniu i stawianiu czoła ograniczeniom. Doskonały skromny i przekorny tragikomiczny dramat pobudowany na fundamencie skandynawskiej wrażliwości - bardzo warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj