Jak wyraźnie widać, Viggo Mortensen już w debiucie reżyserskim pokazuje że potrafi przekonująco zza kamery spojrzeć i emocjonująco w kameralnym anturażu kręcić. Udowadnia bezdyskusyjnie, że lata spędzone na planie filmowym w towarzystwie zacnych fachowców sporo go nauczyły. Ważne też że z wymagającą sztuką budowania w dramacie obyczajowym napięcia między bohaterami doskonale sobie poradził, a narracja konsekwentnie przeplatana retrospekcjami (krótkimi obrazami wspomnień) systematycznie sporo w kwestii fundamentów relacji wyjaśniających, nie gubi tempa i nie robi zamieszania w jasnej percepcji ukazywanych wydarzeń i ich skomplikowanego podłoża. Powiem więcej, pochwalę bez oporów Mortensena jeszcze bardziej. Jest tu bowiem też ten zawsze mnie intrygujący duch mrocznej tajemnicy i dla potrzebnej równowagi (kojarzące się z doskonałymi obrazami Alexandra Payne’a) poczucie humoru. Poza tym reżyser w dwóch rolach nie przeszkadza też myślę świetnemu aktorstwu weterana Lance'a Henriksena dosłownie eksplodować, a jego dominacja aktorska to nie tylko założenie scenariusza, lecz też faktyczny stan praktyczny. Mocno psychologiczna to filmowa wokół znaczenia przeżyć z dzieciństwa kontemplacyjna deliberacja, o kształtowaniu młodej osobowości, dorastaniu w atmosferze lęku przed srogim spojrzeniem ojca, obserwując nieszczęśliwą matkę znosząca do czasu jego furiackie zachowania. Ojciec hetero twardziel i syn gej wrażliwiec – zaiste mieszanka to wybuchowa, rodzaj może scenariuszowej przesady, w sensie nazbyt przygotowanych pod szablonowo poprawne starcie skrajności. Jednako przez pryzmat starości tego pierwszego i wykutej ze stali dojrzałości mentalnej drugiego mniej tu walki, więcej współczującej miłości i wrzącego w mieszance gniewu i wstydu poczucia winy, którego oblicze zdolne tylko do obelg (a tytułowego na jej okazanie czasu brak). Cierpliwości wobec postaw i zachowań starca, nawet kiedy wspomnienia i złość z nimi związana w synu na zawsze żywa. Zagłuszanego żalu, w imię odpowiedzialności i troskliwości, po drugiej stronie prowokacji w imię walki z własnymi nigdy nieprzepracowanymi frustracjami, błędami i poczuciem winy pod kamiennym charakterem skrywanymi. Pięknie też widać tu wszelkie niejednoznaczności i zawsze skomplikowany charakter ludzkiego oblicza w kontekście życia rodzinnego, które przyjąć musi na klatę tak wszystko co dobre, jaki wszystko co złe z doświadczenia dzieciństwa. Także na osobną uwagę zasługują naturalne, nieprzesadnie koloryzowane dialogi, w których płynności może brakuje, ale to dodaje im właśnie sugestywnego autentyzmu. W kompleksowej ocenie bardzo emocjonalny reżyserski debiut. Debiut dojrzały, świadomy – być może nawet własnymi przeżyciami Viggo Mortensena podbudowany. Poczekamy, zobaczymy jednak czy z tego obiecującego startu coś w przyszłości naprawdę porywającego powstanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz