Znakomity, osadzony w przełomowych historycznie realiach po części thriller (tutaj
prolog się kłania), opisany ogólnikowo jako melodramat, a
jednak właściwościami w rozbudowaną historię wprowadzającymi i za sprawą uwarunkowań konfliktu zbrojnego w tle, przypominający
bardziej od klasycznego romansu, całkiem nowatorsko rozumiany wstrząsająco mroczny wojenny dramat z ciekawym wątkiem tajemnicy.
Rozbudowany do wielowątkowej historii o potędze zbiegów okoliczności, które
wpływają w nieodwracalny sposób na ludzkie losy. Plus znakomita muzyka, w tym piękne
pianina tematy i wizualna poetyka, nie wyłącznie ograniczona do urokliwych zdjęć. Ponadto epicka scena na plaży,
którą uznaję za jeden z największych operatorskich majstersztyków w historii
kina. Co summa summarum daje bardzo malowniczy, wielogatunkowy, wartki i świadomy "fresk z wojną i miłością w tle". Daje (z czym się w pełni zgadzam), coś znacznie więcej, bo okazję do głębokiej refleksji, a jego ostatecznym przeznaczeniem myślę miejsce pośród wielce znaczących filmowych dzieł. Co w sumie ocenić może tylko czas. Czas który jak dotąd działa na korzyść dzieła Joe Wrighta.
P.S. Jakiś czas temu byłem pod całkiem sporym wrażeniem pracy jaką Joe Wright wykonał kręcąc fragmentaryczną biografię Winstona Churchilla i nie byłem wówczas absolutnie świadom, iż wcześniej stworzył dzieło znacznie wybitniejsze. To mi uprzytamnia jak wielkie jeszcze mam braki w filmowym rozeznaniu i ile jeszcze przede mną ważnej klasyki do obejrzenia, bym mógł powiedzieć o sobie he he koneser. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz