Zainspirowany
doniesieniami o pierwszym od wielu lat na tyle głośnym filmem Vadima Perelmana,
że te informacje znalazły drogę do mnie, postanowiłem przypomnieć sobie dlaczego
nazwisko pochodzącego z Ukrainy reżysera przed laty za sprawą debiutu poznane, tak mocno mi w pamięć zapadło. Za dużo kinowego dobra w międzyczasie przyswoiłem,
przez co nawet te wyróżniające się produkcje w szczegółach potrafią w
niepamięci się zagubić. Czas był więc by do tej jednej z nich powrócić. Akcja
tutaj się z wolna zawiązuje i z każdą chwilą atmosfera gęstnieje. Emocje rosną
w postępie geometrycznym, aż do reperkusjami podpalonej ich eksplozji.
Żadnych czarnych charakterów, nie ma tutaj bohaterów negatywnych. Są tylko
ludzie postawieni okolicznościami przed koniecznością walki o własne i rodziny
dobro. Zapętlają się ich losy i relacje przybierają na sile przez stres, lęk w
konfrontacyjnym amoku. Wszystko się w końcu sypie, dochodzi do punktu z którego
nie ma już odwrotu, a konsekwencje są dramatyczne. Już sobie przypomniałem za
co ten poruszający emocjonalny thriller psychologiczny przed laty ceniłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz