Amenábar zasłużenie
posiada już nazwisko zapisane w historii nie tylko europejskiej kinematografii.
Wystarczy przypomnieć Abre los ojos, Mar adentro czy też nawet The Others i nie ma już wątpliwości, nie ma myślę pytań. Ostatnio
jednak filmy jego nazwiskiem podpisane (z tego co zdążyłem zauważyć) nie
wzbudzają aż tak ogromnego zainteresowania i przez krytykę nie są podawane jako
przykłady produkcji wyjątkowo udanych, tym bardziej zasługujących na najwyższe filmowe laury. Stąd miałem obawy czy tym razem będzie ekscytował
czy tylko poprawnym rzemieślniczym warsztatem wzbudzi względne tylko uznanie. Szczególniej że temat około biograficzno-historyczny, to działka dość podatna
na reżyserską wstrzemięźliwość, ograniczającą formułę do klasycznych szablonów.
Ponadto jeśli rozgrzebuje się dzisiaj historię, to trzeba liczyć się z tym
że przedstawiciele dwóch skrajnych
interpretacji minionych wydarzeń (tym bardziej kiedy wyraźnie okopani są na
własnych pozycjach), będą emocjonalnie reagowali krytyką niekoniecznie
merytoryczną. Historia Półwyspu Iberyjskiego jest skomplikowana, tak samo ta
zamierzchła jak i w miarę jeszcze współczesna. Tym samym ważne postaci z jej
kart stają się kontrowersyjne, bowiem w wirze splątanych wydarzeń, stając w
teorii po właściwej stronie (a jak się okazuje w tym przypadku) po czasie w praktyce ich
wybory czynią ich niezamierzenie zwolennikami dyktatur. Świadomi zawiłej sytuacji mędrcy
popełniają błędy i jak w tych okolicznościach dziwić się zwykłym, częstokroć
zwyczajnie ograniczonym intelektualnie ludziom, którzy często bezwiednie naiwnie ale
bez złych intencji pozwalają się zmanipulować cynicznym, bądź wprost nawiedzonym politykom. Amenábar muszę przyznać wyraźnie i przystępnie zarysowuje te niuanse, jednak jako film jego obraz nieco kuleje, gdyż
emocje są nie dość sugestywne, a wręcz fragmentarycznie poprzez paradoksalnie w górnolotności uwikłanie wręcz płaskie, a wydarzenia o ogromnym potencjale tragicznym bez
koniecznej żywej dramaturgii ukazane. Trudno mi więc o pozbawiony „ale”
entuzjazm, kiedy po seansie należy swoje odczucia wyartykułować. Przykro mi że
doskonały onegdaj reżyser, którego większość filmów posiadało walor artystycznej
ambicji, teraz tylko rzemieślniczo, czyli akademicko odtwórczo kwestie ważkich dylematów na język kina adaptuje. Poprawnie to w tym przypadku zbyt
mało. Portret osobistej tragedii wielkiego chrześcijańskiego myśliciela z
epoki, na tle przełomowych i dramatycznych w skutki dla historii Hiszpanii wydarzeń
zasługuje myślę na więcej.
P.S. Wszędzie polityka, wszystko jest polityką. Byliśmy wielokrotnie przez nią zgubieni, wciąż jesteśmy i niestety nie widzę szans byśmy w przyszłości przez nią zgubieni nie byli. Żadna konstruktywna nauka z przeszłości do ludzkości w wymiarze stadnym się nie przebije.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz