poniedziałek, 21 marca 2022

Mass / Odkupienie (2021) - Fran Kranz

 

Uwielbiam kino parateatralne, głównie wówczas, gdy jego potencjał dramatyczny wynikający tak z podjętego zazwyczaj wartościowego tematu, jak i z efektywności gry aktorskiej, w pełni zostaje wykorzystany. Napiszę więcej, rozkoszuję się zazwyczaj takim stylistycznie surowym kinem, nawet jeśli to forma czasem korzystająca z treści tak dalece odległych od mojego osobistego światopoglądu i szczwanie próbująca podkopywać moje zaufanie i przywiązanie do właśnie tych bardzo moich przekonań. Bowiem Kościół jako miejsce kultu i duchowej odnowy i to wsparcie jakiego swoim parafianom oferuje/udziela, z góry traktuję jako rodzaj żerowania na ludzkich dramatach i interesownego wykorzystywania ludzkich kryzysów, aby jeszcze mocniej osłabiać ich naturalny system odpornościowy, czyniąc to wszelkimi sztuczkami o charakterze pozornego szlachetnego wsparcia. Mam na myśli te wszystkie mitingi AA, gdzie plecie się farmazony o sile wyższej i wmawia jej udział w walce z uzależnieniem, kiedy przecież wyrwanie się z nałogu zależne od siły woli kojarzonej z silą własnego ducha, jak wszelkie grupy wsparcia dla osób po traumatycznych przeżyciach czy wręcz potwornych rodzinnych tragediach. Dlatego też nie znając szczegółów fabuły bardzo nieufnie do seansu Odkupienia przystąpiłem, tym bardziej dowiadując się za sprawą pierwszych ujęć, że miejscem rozgrywanej inscenizacji będzie salka katechetyczna, a emocjonalna dyskusja odbywać się będzie pod sporych rozmiarów krzyżem. Okazało się jednak, iż to właściwie coś innego, coś z pewnością mnie zaskakującego, czego nie to że się całkowicie nie spodziewałem, ale co było doświadczeniem z kategorii tak samo naturalnie skłaniającym do głębokiej refleksji, lecz dla odmiany w formule przepracowywania traum osobistych i relacji w obrębie kilku osób dotkniętych dramatycznymi losowymi powiązaniami. Film, a może po prostu spektakl to jak się okazało przegadany i dla widza niedojrzałego, zakładam też nie tylko niedoświadczonego zapewne monotonny, więc z góry przestrzegam (nie wyłącznie z tego jednego powodu) aby nazbyt entuzjastycznie nie polecać wszystkim bez ograniczeń. Nie nakreślę tutaj też jego fabuły, uznając odkrywanie jej tajemnicy powinno się odbyć maksymalnie bezpośrednio, w intymnych okolicznościach. Dodam jednak wcześniej przestrzegając, a teraz dla równowagi na zachętę, że tkwi w niej mnóstwo fundamentalnych detali, a psychologiczna prawda jaka z treści wynika nie podlega krytyce, nawet jeśli to obraz autentyczny, lecz o charakterze dość klasycznej sztuki dramatycznej, więc aspirujący do miana dzieła artystycznego, a nie jedynie maksymalnie realnie odzwierciedlającego psychiczne aspekty uwikłanych postaci paradokumentu fabularnego. Sztuki napisanej rzeczowo i wprawnie korzystającej z budowanego z wyczuciem napięcia oraz tempa, które regulowane okresami gęstnienia atmosfery i jej wygaszania, tudzież natężenia emocji i ich prób opanowywania, potrafi względnie z opartej na rozbudowanych dialogach usypiającej interakcji wyrwać momentami bardzo gwałtownie. Dlatego uważam że proporcje stosowane pozwoliły wręcz książkowo stworzyć obraz prawdziwej sytuacji potraktowanej literackim piórem i zinterpretowanym przez tak reżysera jak prowadzonych przez niego aktorów. Mimo iż porusza i sumiennie z wrażliwością traktuje obszar rzeczowej argumentacji, to te prawie dwie godziny seansu zamiast kompletnie mnie rozbić emocjonalnie, przez manierę parateatralną niestety zamiast boleśnie uwrażliwić, to paradoksalnie konsekwentnie dystansował. Przez co czułem się bardziej zakłopotany i wymęczony niż teoretycznie zakładając przejęty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj