czwartek, 24 marca 2022

Sepultura - Schizophrenia (1987)

 


To już pewne - do oblicza Sepultury z Derrickiem Greenem na wokalu, od początku nie mogłem i nawet dzisiaj, kiedy Andreas Kisser skierował obecnie okręt znów bliżej klasycznie thrash-deathowych rejonów, nie jestem w stanie się przekonać. Mimo iż nuta z ostatnich produkcji (na tyle na ile dałem radę) przez wokal wymienionego przez nią przebrnąć, to kopnąć prędkością w zad potrafi. Toteż ani słowa u mnie o krążkach nagranych po przełomowym 1996 roku i tutaj tylko archiwizacyjne wspominki z okresu współpracy na linii bracia Cavalera - Andreas Kisser - Paulo Jr. i nic chyba póki co w tej kwestii nie ulegnie zmianie. Sunąc zatem na biegu wstecznym przez dyskografię Brazylijczyków trafiam na Schizophrenie i pierwsze skojarzenie moje, to oczywiście instrumentalny klasyk w postaci Inquisition Symphony, który zapewne dla każdego dzisiaj ikonicznego thrashu fana, był numerem otwierającym tak przygodę z Sepą, jak i w ogóle z gatunkiem. Rzecz charakterystyczna i rzecz o statusie już legendarnym, chociaż jak z perspektywy czasu słychać, rzecz niekoniecznie najbardziej wybitna. Posiada swój konstrukcyjny urok, przylepiającą się strukturę melodii i fundamentalnie brzmi tak, że nie sposób nie dostrzec jej wyjątkowości, ale że Sepa potrafiła więcej i lepiej to nie raz później udowadniała. Tak na marginesie, jak częściej nawet niestety rozczarowywała, gdy wiadomo o co, kiedy i dlaczego skład klasyczny się posypał. Żeby jednak być uczciwym, wiadomo - jakość dźwięku materiałów współczesnych, a Schizophrenii nieporównywalna, bo kadząc jej od strony kompozycyjnej i jej znaczenia na thrashowej scenie końca lat osiemdziesiątych, nie sposób nie dostrzec że surowizna brzmieniowa to straszna i bez względu na przywiązanie do niej jako znaku czasu i ogólnie szczeniackiej euforii odpowiedzialnych, to usłyszeć te kawałki nagrane znacząco bardziej wyraźnie, byłoby fajnym doświadczeniem. Doświadczeniem jednak nie do końca miarodajnym i tak szczerze pisząc za bardzo ryzykownym dla archetypicznej wersji, bo oczywiście nagranie ich na nowo to możliwości, ale i kontrowersje powiązane z ich porównaniem. Dlatego niby bym chciał, a nie chce w rzeczywistości i wracając do odsłuchów uznaję wartość muzyczną w takiej, a nie innej formie za tą historycznie właściwą, ze względu na miejsce i czas powstania. A niech trzeszczy, niech charczy, bo też death-thrash ejtisowy musi boleć, żeby był skuteczny. Dzisiaj też perkusyjna nawałnica Sepultury kompletnie pozbawiona tej specyficznej werblowej ornamentyki, która nie ma bata - zrosła się z ich startowymi nagraniami, zatem rozumiecie.  

P.S. Wiem że oprócz Inquisition Symphony są tutaj też numery zasługujące na osobną uwagę, lecz oprócz akustycznego The Abyss wszystkie one do siebie bardzo podobne i mają w sobie zasadniczo wszystkie cechy jakie Sepa na Beneath the Remains i Arise rozwijała, - więc już o tym pisałem. Znaczy między innymi są one tak prymitywne w znaczeniu brutalnie agresywne, jak interesujące, w znaczeniu utrzymujące uwagę oraz co ważne posiadają oprócz kapitalnego feelingu też wyróżniającą je melodyjną aurę. To chyba na teraz subiektywnie wszystko - mimo iż oczywiście, czy subiektywnie czy obiektywnie, za cholerę nie jest to wszystko. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj