sobota, 19 marca 2022

Oddland - Vermilion (2022)

 


To jest bardzo na plus zaskoczenie. Vermilion ma bowiem wszystkie zalety jakich od poprzedniego krążka Finów wymagałem, a które okazały się w przypadku właśnie Origin (2016) tylko płonnymi nadziejami i powodem mojego sporego rozczarowania, a może w obozie grupy też tak długiej, bo prawie sześcioletniej przerwy wydawniczej. To oczywiście spekulacje, ale zapewne coś na rzeczy być musiało, bo żelazo nie okazało się na tyle gorące by kuć je natychmiast i przekuwać potencjalny sukces na następne studyjne materiały. Nie wiem, domniemam sobie i to akurat w sytuacji kiedy wiadomo, rynek muzyczny od dwóch lat przeżywa stagnację tak wydawniczą jak i przede wszystkim koncertową. Pozostawiając jednako przeszłość tam gadziej jej naturalne miejsce, należy dopisać listę powodów, które przyczyniają się do takiego a nie innego, znacznie przychylniejszego obecnego spojrzenia na świeży materiał progmetalowych mieszkańców Turku. Po pierwsze rezygnacja z za wszelką cenę komplikowania partii instrumentalnych, które w formach nazbyt złożonych utrudniały niestety uzyskanie symbiozy pomiędzy dźwiękiem, a wokalną interpretacja tekstu. Na korzyść Vermilion przemawia zatem "mniej" kosztem "więcej" i tym samym wokale Sakari Ojanena nie rozbijają dysonansowych konstrukcji siłowymi próbami połączenia ognia z wodą. Nowe numery wydają się dokładniej przemyślane i w żadnym momencie kontakt z głosem nie zaburza kapitalnych mechanicznych riffów, podlewanych gęsto wytrawnym klimatycznym sosem z egzotycznymi, smakowymi, bardzo aromatycznymi nutami. Po drugie czas trwania albumu jest idealny, co rozumiem jako pogodzenie ambicji muzyków z oczywistymi współcześnie wymaganiami rynkowymi, a co działa tylko i wyłącznie na korzyść nowej produkcji, bowiem kiedy milkną ostatnie dźwięki, we mnie budzi się potrzeba powtórzenia przyjemnego doświadczenia. Vermilion nie przynosi przesytu, ale i nie można powiedzieć aby po odsłuchu odczuwać rodzaj niezaspokajającego potrzeby niedosytu. To jest niedosyt, ale w tej najbardziej pożądanej formule, która pobudza wciąż i wciąż apetyt na więcej. Poza tym album pod względem technicznych właściwości studyjnej obróbki brzmi znakomicie i kapitalnie godzi moc brzmienia z jego właściwościami powiązanymi z klarownością każdego dźwięku. Trudno jakąkolwiek kompozycję wyróżnić, bowiem po trzecie krążek jest szalenie równy, a jego siła oddziaływania emocjonalnego od początku do końca nie traci ni odrobiny ze swej koniecznej głębi i dynamiki, dla wywierania wrażenia objawiającego się tzw. efektem "orgazmu skóry". Przed szereg jednak wysunę przepiękną harmonię melodii finalizującą The Walls of Mind, idealnie choć poprzez gwałtowny przeskok wprowadzającą równocześnie w Feed the Void (nawiasem mówiąc genialnie hipnotyzującego rytmicznego walca) i dalej umieszczonego prawie na koniec mojego faworyta, czyli Resonance. Wymieniłem tym samym utwory potrafiące z największą łatwością u mnie wywołać właśnie gęsia skórkę, ale żeby była jasność - dobrze robią mi tu wszystkie. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj