wtorek, 1 marca 2022

Elizabethtown (2005) - Cameron Crowe



O tym jak to japiszon rozbija się zawodowo na fiasku kompletnym wieloletniego osobistego projektu i jak jego dopiero rozpoczynające się życie rozkwita, gdy przyjdzie mu się zmierzyć z nowym, żałobnym wyzwaniem. Innymi słowami też o bogatym życiu utraconym, ale paradoksalnie jeszcze bogatszym życiu zyskanym. Różnym pod wieloma względami, lepszym przynajmniej pod jednym. Bowiem na jego drodze staje prawdziwa, fascynująca i atrakcyjna miłość, więc można było założyć w ciemno że sztampa jak jasna cholera, a może sztampa jeszcze i (brrr...) bajeczka zarazem? Trochę tak i nie, bowiem Elizabethtown okazuję się romantyczną komedią obyczajową z dramatycznym fundamentem i ambicjami zostania kultową opowieścią o tym co najważniejsze w naszym życiu, a co zawsze mniejszym priorytetem od sukcesu zawodowego, lecz nie wieje z niej typowy li tylko nuda naciąganej historyjki. Pod kierownictwem Camerona Crowe'a powstał film faktycznie milusi, taki sympatyczny powierzchownie, jednak też głęboki pod oklepaną powierzchnią. Może nie ma w nim wyjątkowego pulsu i tak po prawdzie to klasyczna lajtowa amerykańska nawijka o truizmach, ale jest w niej coś nie tylko przykuwając uwagę, ale coś co potrafi zrodzić z filmem więź osobistą - łącznik subtelnie uderzający w emocjonalną strunę. Cameron Crowe zrobił to fajniutko i nie będąc oczywiście tak kapitalnie ironicznie zabawny jak mój idol w ambitnych obyczajówkach w osobie Alexander Payne, to dobrze że uchwycił temat z przymrużeniem oka. Nie jest łatwo w gatunku obyczajowym, a tym bardziej w estetyce romansiku nie pójść ścieżką banału i do konwencji mało efektownej dodać pierwiastek ekscytujący. Jemu jednak się w miarę udało, poza tym miał w obsadzie uroczą Kirsten Dunst i czarującego Orlando Blooma plus scenarzysta wymyślił sobie osobliwą mowę pogrzebową wygłoszoną przez nie byle kogo, bo znakomitą Susanne Sarandon. Pierwsi miodzio, drugie petarda! Myślę że jakby ktoś jechał po Elizabethtown, to bym stanął po stronie jego zwolennika i odpierał ewentualne zarzuty, bo polubiłem, a jak coś lubię, to tego bronię. Taką mam zasadę. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj