piątek, 20 stycznia 2023

Argentina, 1985 / Argentyna, 1985 (2022) - Santiago Mitre

 

Wygląda świetnie, bo od strony wizualnej to fantastycznie dopracowana robota, kapitalnie czujących konwencje speców od scenografii i charakteryzacji oraz naturalnie trzymającego piecze nad efektem końcowym reżysera. Jednak nie to jest tu najistotniejsze, że ogląda się Argentynę, 1985 jako bardzo hollywoodzkie „staroszkolne polityczne kino sądowe”, bo fakt że dopracowana stylistyka pomaga, ale bez samej historii powiązanej wprost z dramatycznymi kartami w dziejach Argentyny, sama wizualna atrakcyjność nie miałaby takiej możliwości oddziaływania na widza. Pokrótce rzecz jest o procesie byłych dyktatorów, przywódców junty wojskowej, odpowiedzialnych za niemal masowe mordy na przełomie lat 70 i 80 - niby w poczuciu odpowiedzialności za losy kraju w obronie przed wywrotowcami. Rzecz o rozliczeniu się z przeszłością, co nie jest jednak takie proste - doprowadzenie do sprawiedliwego wyroku, to ryzykowna gra i droga przez mękę, bowiem odsunięci od władzy samozwańczy "zbawiciele narodu" pozostawili po sobie jednak mnóstwo równie umoczonych ludzi, a ich wojskowe wpływy pomimo uwięzienia i utraty władzy nadal były ogromne, a wśród podzielonego społeczeństwa nadal można było znaleźć mnóstwo zwolenników oskarżonych - podatnych wówczas na działania otumaniającej propagandy. Ogólnie mamy do czynienia z zawiłą genezą sytuacji, jednako chwila głębszego jej przestudiowania pozwala na elementarne zrozumienie okoliczności i chyba bez wahania postawienia się po właściwej stronie. Być może natomiast skojarzeń odnośnie naszej polskiej historii i obecnej rzeczywistości nie powinno odbierać się wprost jeden do jednego, bo na szczęście nikt póki co u nas przynajmniej teraz jeszcze nie wymusza poddaństwa tak ekstremalnie stosowaną siłą, ale mechanizmy są przecież uniwersalne i jeśli kiedykolwiek przyjdzie czas na sprawiedliwe uporządkowanie rzeczywistości, to podgrzewane od lat podziały i konsekwentna praca propagandowa rządzących nie ułatwi postawienia odpowiedzialnych za szereg nadużyć i występków przed wolnym wymiarem sprawiedliwości. W sumie też niewiele jest nadziei na przyszłość, gdyż przychodzi nowa władza, obiecuje zmiany po czym obsadza stołki tymi samymi w zasadzie skurw, bądź skurw stają się Ci co wcześniej z ideowymi hasłami na ustach tych skurw usuwali. Ot demokracja i dyktatura we wspólnym tańcu, a film Santiago Mitre (przy okazji dodam) zaistniał w programie prestiżowych festiwali, dostał przede wszystkim kilka dni temu też Złotego Globa i (nie wiem wiem, nie bardzo się orientuje kto i co w tym roku), ale mógłby być nominowany w kategorii najlepszego filmu nieangielskojęzycznego do Oscara. Poza tym mówiąc o śmiertelnie poważnych wydarzeniach, tropem kina amerykańskiego nie jest tylko wstrząsająco poważny, bo dzięki temu jest w stanie doskonale modulować tempo i dynamikę, no i nie jest nudny poprzez wyłącznie faktograficzne wydarzeń odhaczanie, więc akurat w amerykańskim rozumieniu kina zasługującego na laury, miałby szansę i bym się nie zdziwił gdyby, ale chyba jednak nie. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj