Tego po najznakomitszych oczekuję, że nawet kiedy zespól zaczyna zjadać własny ogonek, a to powolne pożeranie siebie nie jest jeszcze kompletnie miałkie, to szybko w newralgicznej sytuacji jego muzycy się orientują i znów jako interesująca formacja wchodzą w tryb ewolucyjny - nawet jeśli ta przemiana ku nowemu nie jest w przypadku ósmego krążka Riverside niezwykle spektakularna, a oparta poniekąd na bieżącej potrzebie i modulowana popularnym obecnie w rocku trendem. Tak pobieżnie nowy krążek naszej wielkiej progresywnej gwiazdy spostrzegam, że jest on przełomem ale nie przełomem który wstrząśnie, bo posiłkowanie się ejtisowymi inspiracjami, by he he zabrzmieć jak Kombi (Friend or Foe?) czy w pierwszym udostępnionym singlu (I'm Done With You) niemalże (w żadnym wypadku 1:1, ale jednak) toolowymi wzorcami nie szokuje, ale z pewnością zaciekawia, bo sposób w jaki zostały do stylu Riverside wkomponowane naprawdę znakomity. Zatem cieszę się, iż ID.Entity nie jest powieleniem konceptu muzycznego Wasteland ani też wprost nie nawraca grupy Mariusza Dudy na swoje granie sprzed lat, a dając niewiele w sumie nowego, dość sporo poza fundamentem w ich stylistyce zmienia lub bez przeholowania z oceną i znaczeniem tego działania, na pewno na jakiś czas uatrakcyjnia. Riverside oczywiście nigdy nie byli hermetyczni, także urozmaicanie formuły w ich wykonaniu absolutnie nie zmienia trwałych podstaw ich twórczości. Również za sprawą nowego materiału nie zmienili własnej tożsamości, a li tylko ożywili rumieńcem przybladłe ostatnio lico. Zabrzmieli jak zwykle przestrzennie, rozszerzając być może już i tak obszerne spektrum brzmieniowe. Konstrukcje aranżacyjne w ich wykonaniu są rozbudowane ale i często skompresowane do esencji, więc jak na progresywny charakter i znamiona popularnie rozumianej ambicji bardzo zwięzłe. Riverside tym samym potrafi w zakresie jednego numeru motorycznie przyspieszyć, by też dla odpowiedniego balansu ukołysać i utulić - tak porazić techniką i zauroczyć atmosferą. ID.Entity może nie jest (słucham wciąż bardzo uważnie) tak wyraziste jak te kilka albumów z ich przeszłości, ale na pewno nie brakuje w nim dramaturgii i dynamiki, więc i kompozycje są atrakcyjne odsłuchowo zdradzając wciąż potencjał na więcej, czego nazbyt szybko w docelowej postaci nie sprzedają słuchaczowi. To w moim odczuciu i dla mnie jeszcze zagadka, zatem obiekt do głębszej eksploracji - dla zespołu natomiast myślę furtka do jeszcze bardziej może zmyślnych, a być może odważniejszych poszukiwań w niedalekiej przyszłości. Obiektywnie zaś spotkał się jak dostrzegłem z ogromnym zainteresowaniem i jak obiło mi się o uszy podzielił fanów. Dziesiątki stąd po wpisaniu hasła w wyszukiwarkę do przejrzenia wieloakapitowych, detalicznych i przez to nudnych recenzji, rozgrzane do czerwoności prawdopodobnie fora dyskusyjne i w związku z powyższymi moje pytanie - czy opinię o niej mogę spodziewać usłyszeć jeszcze w Dzień Dobry TVN? Oczywiście nie mówię o wstrząsającym osłupieniu gdy wyrazi ją Marcin Prokop, bo on akurat zna się na muzycznej działce, ale jest wielu przecież specjalistów od dziennikarstwa celebryckiego, którzy mogliby kompletnie niekompetentnie, a przez to paradoksalnie świeżo lub po prostu zabawnie poprowadzić rozmowę w temacie. Ja akurat nie mam nic przeciwko aby przy okazji kosztem swojej śmieszności wartościową nutę wypromowali. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz