środa, 4 stycznia 2023

White Noise / Biały szum (2022) - Noah Baumbach

 

To sztuka godna dostrzeżenia, zrobić dzisiaj niemal jeden do jednego wizualny blockbuster, który wygląda wypisz wymaluj jakby powstał dosłownie w latach osiemdziesiątych, a w tym dziele zauroczenia mnie (smarkacza za ejtisów, a dotkniętego dziś już zrzędzeniem niemal starczym) dobitnie pomogła Baumbachowi epicka muzyka Elfmana i charakteryzacja bohaterów znakomita. Od początku miałem więcej niż właśnie złudzenie, że to mógłby ponad trzy dekady temu nakręcić Spielberg czy Zemeckis i przechować do dzisiaj, gdyby nie twarze współczesnych aktorów i wraz z rozwojem wydarzeń fantazyjnie romantyczna, lecz też bardzo chaotyczna konstrukcja scenariusza - na którą legendy by sobie nie pozwoliły. Baumbacha obserwuje już od dawna i z każdą kolejną produkcją on udowadnia, iż potrafi nie tylko poniekąd naśladować Allena, ale tego Allena z rozmachem przerasta. Frances Ha, Opowieści o rodzinie Meyerowitz i Historia małżeńska - wszystko jego, ale wszystko po swojemu i zarazem nieco odmiennie od pracy poprzedniej, chociaż w tym samym myślę umownie wciąż gatunku. I tutaj będzie moje ale, ale to ale nie przesądza wyników mojego o Białym szumie opiniowania. Na warsztat tym razem reżyser wziął (podobno nieprawdopodobnie zachwycony lekturą), bestsellerową powieść niejakiego Dona DeLillo, która w roku 1985 otrzymała laur National Book Award. Tyle że jak trafiłem na cytaty z niej, to w życiu książkowym, z tymi wszystkimi finezyjnymi opisami sytuacji i analizami procesów zachodzących w ówczesnym amerykańskim społeczeństwie ukazanych na przykładzie patchworkowej rodziny wykładowcy Jacka Gladneya, w takiej papierowej formie wydaje się znacząco bardziej raz bogata, dwa być może jasna. Jako obraz filmowy, bez względu na kapitalną stronę wizualną i doskonały montaż, oraz aktorstwo w punkt, to jednak zaczynając od krótkiego referatu o znaczeniu pościgów samochodowych w kinie, poprzez supermarket, toksyczną chmurę, panikę i poprzez nietuzinkowo ukazane naukowe zainteresowanie postacią najbardziej znanego Adolfa w historii powracając do supermarketu, a po drodze jeszcze skupiając się na lejtmotiwie w postaci lęku, gigantycznym, histerycznym lęku przed śmiercią, to (no zaklinam się) że trybiąc iż łapiemy się tu roli mediów, globalnych teorii spiskowych i wreszcie konsumpcjonizmu, ja wymiękłem i się pogubiłem kompletnie. Tak, powtarzam - aktorski majstersztyk i to nie tylko dlatego że tu absolutnie fantastycznie wszyscy grają, ale dlatego że Adam Driver i szczególnie Don Cheadle na przykład pozbawili wprost swojej gry, swoją grę. Inaczej zarzucili te cechy, które czyniły ich aktorstwo dość drewnianym. Myślę tu o manierze powtarzalnej i u Drivera szczególnie tego „barytonowego” gigantyzmu, bez gracji czy finezji. Lecz czy to Biały szum ratuje? Napiszę że ZDECYDOWANIE! A może ten film nie jest tym czym się z pozoru wydawał i nie jest być może tym czym mi się teraz wydaje. Bo teraz uważam, iż to taki film abstrakcyjny, z takim scenariuszem że jak się rozpakuje i rozkmini, to można po seansie mieć poczucie wyższości intelektualnej. He he, ha ha, chciałbym tak ja! I nawet jeśli intelektualnie nie podołałem i zrzucę za to winę na Baumbacha, to za kapitalną choreografię w scenie w supermarkecie, należy człowieka ozłocić i na finał aby nie zniechęcać zanim kolejny widz sam się zniechęci dodam, iż scenariuszowo nieskładnie, ale film jakiś. Można go nie zrozumieć, a polubić na przykład. 

P.S. Poza głównymi wątkami zaś - jak ja szanuje Larsa Eindingera - tak sobie kiedyś wyobrażałem Paula Dano jako dojrzałego aktora, a Dano wciąż nie dorósł, dlatego Baumbach wziął sobie i zatrudnił Larsa chyba. Gdyby oczywiście nie potrzebował, by Niemiec zagrał Niemca. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj