piątek, 6 stycznia 2023

Bones and All / Do ostatniej kości (2022) - Luca Guadagnino

 


W trzech ostatnio mocno podziwianych filmach Luci, zawsze coś mi odrobinkę nie pasowało i musiałem zawsze ostentacyjnie pokręc wąsem, choćbym ogólnie wyraźnie widział i wiedział, że to nietuzinkowy artysta stoi w tych przypadkach za kamerą i ostateczny efekt jego pracy zostanie słusznie przez kinematografię pozytywnie zapamiętany. Bones and All to jednak pierwsza okazja bym zamknął mordę i nie czepił się tego, co w istocie zamierzonym celem Guadagnino i co zrealizował w stu procentach, a że ja mam wątpliwości, bo bym tego tak nie chciał widzieć lub moje poczucie estetyki jest inne, to już naturalnie mój problem, a nie zmartwienie świadomego w stu procentach artysty w dziedzinie filmowej reżyserii. Guadagnino o wyrzutkach, o autsajderach mi się podoba bezdyskusyjnie, a nawet jestem wręcz zauroczony i zahipnotyzowany wrażeniem pod obejrzeniu tego nietuzinkowego, bo pięknego horroru, tudzież jak kto woli przerażającego melodramatu, bądź neutralnie ubierając tą formę w stylistyczne ramy (bo budzi ogromne kontrowersje) - niezwyczajnego kina drogi. Pokusa - poczucie winy, natura - instynkty, przyjaźń - miłość! Fizjologia - głód - mięso! Zmysły okiełznać - zaspokoić potrzebę, ale też kochać namiętnie do nieprzytomności. Taka huśtawka symboliczna i emocjonalna, lecz nastrój raczej konsekwentnie minorowy. Od obrzydzenia i potępienia konsekwentnie do lekcji empatii w kierunku drapieżcy, który żyje dzięki zabijaniu. Brutalna i sensualna baśń w której każdy detal, to prawdziwy Olimp sztuki wizualnej i od strony TREŚCI erudycyjna PORCJA metafor opisujących Amerykę z perspektywy marginesu. Krwawy film o miłości, a jednocześnie poruszająco-romantyczny film o zwierzęcych instynktach. Teoretycznie wszystko wskazywało że się nie uda, a praktycznie wszystko udało się znakomicie. Pięknie brutalna, brutalnie piękna opowieść przynosząca refleksję, poruszenia łzy i do kości przeszywające emocjonalne dreszcze. Coś wielkiego, dla humanisty do ROZGRYZANIA perfekcyjnego.

P.S. Jaka Taylor Russell cudna (dałbym gdybym rozdawał Oscary), jaki Timothée Chalamet autentyczny i jaki Mark Rylace przerażający, to ja zdejmuję czapkę z głowy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj