sobota, 14 stycznia 2023

Kovacs - Child of Sin (2023)

 

W połowie kończącego się tygodnia informację dojrzałem, że już w piątek Sharon Kovacs wypuszcza nowy album, więc nawet jeśli dzisiaj jest dopiero sobota, to ja mam za sobą kilka, a nawet ponad dziesięć odsłuchów dokonanych dzięki temu, że każdy z numerów z nowej płyty zagościł na platformie zwanej "JuTjubem". Zapętliłem sobie te streamingowane singielki w kolejności z vinylka i zanim stanę się posiadaczem materiału, zdążę się nim nasycić, mam nadzieję nie zmęczyć - tak sobie pomyślałem. Zrobiłem jednak więcej, bowiem jak widać po ponad 24-ech godzinach od premiery wystukałem tekst w temacie, w którym jak dopiero doczytać może raczycie, zawieram jednocześnie opis subiektywnie odczuwanych okoliczności wydania Child of Sin oraz naturalnie kilka słów pobieżnej analizy wartości i jakości albumu. Album uważam za nieco więcej niż odrobinkę opóźniony, bo przecież już prawie rok temu, gdy gościłem na krakowskim koncercie wokalistki, wymruczała w charakterystycznie dla siebie nieśmiały sposób, żeby oto zgromadzeni spodziewali się w najbliższym czasie świeżych numerów w formacie płyty - więc ja nie na żarty nastawiłem się z wielką niecierpliwością na tą w 100-tu procentach pewną gigantyczną przyjemność. Jak widać jeszcze sporo wody w rzekach upłynąć musiało, by słowo Sharon ciałem się stało, a ja w międzyczasie straciłem czujność i niejako ta premiera mnie w tym tygodniu z zaskoczenia wzięła. Otrząsnąłem się jednak momentalnie z szoku, że to już i jak już wspomniałem od wczoraj słucham, słucham, a wręcz wciągam także zmysłem wzroku tą kolejną w jej dorobku znakomitą nutę, która tym razem nawet zaskakuje bardziej niż dotychczas. Zaskakuje na pewno duetem z Tillem Lindemanem (posępny utwór tytułowy) i faktem, że krążek na którym sporo klasycznie akustycznego, niezwykle intymnego grania, nie jest krążkiem któremu brakuje dynamiki - a mogłem mieć takie obawy, bo zanim całość zlustrowałem, to część z programu płyty już od jakiegoś czasu była możliwa do odsłuchania w necie. To mnie cieszy niezmiernie, że nawet jeśli bliżej Child of Sin do debiutu, to jednak jej kameralna forma ekscytuje, bowiem aranże i warsztatowa biegłość instrumentalistów zapewnia ferię fantastycznych doznań emocjonalnych, w których nie dominuje wyłącznie sentymentalny smutek. To oczywiście o muzyce, gdyż w tekstach i ich wokalnej interpretacji czai się niebezpieczny potwór w postaci przepracowywania poprzez rozgrzebywanie traum z młodości (z życia które minęło lata temu i zaledwie wczoraj także), stąd jeśli Child of Sin nie poruszy kogoś dźwiękami, to jeśli wsłucha się delikwent w słowa, będzie tam w środku, gdzie serce zmiękczony, a ja będę (bez względu czy to katarktyczne Sharon wybebeszanie kogoś chwyta) martwił się, czy tak wrażliwa osobowość upora się z tym co się w niej tak wyraźnie pieni. Chociaż jest to przede wszystkim muzyka do przeżywania, a nie do technicznego analizowania dodam w kwestii podkreślenia różnic stylistycznych, że więcej tym razem akcentów inkorporujących do niej orientalne smaczki oraz częściej goszczą tu instrumenty smyczkowe, a także można usłyszeć pysznie swingujące pianino, pośród kilku symptomatycznych dla trzeciej płyty autocytatów. Chociaż też każdy numer posiada to coś fascynującego i sam z siebie jest ubogacony osobistą dramaturgią, to wyróżnię cztery, a może pięć. Będą to indeksy numer 2,5,6,7 i ósemka - odpowiednio Goldmine, Freedom, Love Parasite, High Tide, Motherless Boy. Album zatem to taki co żyje i nie tylko wierzę, ale ja to wiem, iż z czasem będzie nabierał jeszcze silniejszego temperamentu i wyjątkowości, a kompozycje jakie jego duszą, osadzając się w mojej świadomości, za każdym razem będą oferowały mi znane przeżycie, lecz zarazem przeżycie wciąż intensywne. Tak na poziomie dźwiękowym, jak i całej koncepcji estetycznej oprawy i lirycznej głębi. I tylko szkoda, że to tylko 10 perełek, w tylko 33 minutach zamkniętych. 

P.S. Nic nie napisałem o tym jak Sharon to wszystko śpiewa, bo śpiewa jak zawsze FENOMENALNIE! Jest też jako kobieta może w gestach dziwaczna, wydaje się nieokiełznana i nieprzewidywalna, z lekka neurotyczna i niestety zagrożona depresyjnymi epizodami, bo wrażliwa potwornie, ale jest też pomimo ekscentrycznego image'u uroczo zmysłowa, gdy po prostu ŚPIEWA. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj