Zdążyłem się jak na razie spotkać/zapoznać z jedną tylko opinią odnośnie Sky Void of Stars i autor jej sugerował całkiem zaskakująco przekonująco udowadniając, iż jest to najlepszy materiał od czasu (uwaga) Last Fair Deal Gone Down i tym samym myślę nie tak obniżał wartość ostatniego do tej chwili, a wydanego przed trzema laty City Burials, ale wręcz dawał nie tylko między wierszami do zrozumienia, iż (o zgrozo!) czas pomiędzy rokiem 2001, a 2023 wypełniony był materiałami słabszymi od najnowszego. Jednak ja do końca z tym przekonaniem nie chcę się zgodzić, bo raz cały ten czaso-okres w dyskografii Katatonii cenię, a do City Burials, to wręcz obecnie najczęściej wracam, jednocześnie nie potrafiąc się od dwóch/trzech dni od Sky Void of Stars uwolnić. Uważam bowiem, że działa on na mnie tak jak oddziaływał swego czasu Dead End Kings, czyli kompletnie mnie zniewalając, gdyż wypełniony jest czarująco kołyszącymi, przez co niezwykle odprężającymi kompozycjami i tym wydaje się odróżniać od poprzedników z 2020 i 2016 roku, że najzwyczajniej nikt tu nie starał się imponować na siłę, a tylko wydestylować ze stylu esencję i dzięki temu napisać fantastycznie słuchalne numery. Bez napinki, z szacunkiem dla własnej tradycji i co najciekawsze, powracając poniekąd do z lekka transowej rytmiki, z mniejszą dozą łamania rytmu, nie pisząc zarazem kawałków powtarzalnie miałkich, czy najzwyczajniej nudnych. Mam więc dzięki "niebu pozbawionemu gwiazd" ogrom przyjemności z obcowania na bieżąco z muzyką Katatonii, ale też problem natury ocennej, bo więcej ciekawego Szwedzi zawarli na wspomnianych albumach z drugiej połowy drugiej dekady XXI wieku, natomiast dzięki najnowszemu przynoszą mi bezmiar muzycznego ukojenia. Jest to bowiem krążek tak pięknie melancholijny i tak cudownie pozbawiony pretensji, jak magnetycznie chwytliwy. Im z nim dłużej, tym nawet bardziej czuję że jest ukłonem w stronę właśnie okresu Tonight's Decision-Last Fair Deal Gone Down z późniejszą przebojową manierą Dead End Kings oraz transowością (żeby jeszcze bardziej skomplikować moje wartościowanie poprzez porównywanie) Discouraged Ones! Jednocześnie tak bardzo zachmurzony, choć kompletnie nie tak surowy jak Viva Emptiness i nie tak rozedrgany jak The Great Cold Distance, a Impermanence z gościnnym udziałem Joela Ekelöfa (Soen), to już jest jak nie Katatonia, tylko Soen właściwie, więc trudno mi go do któregoś wcześniejszego numeru ekipy Nyström i Renske porównywać. Tym samym nagrywając takie zwiewne cudo, odnieśli się korespondencyjnie i bardzo przekornie szczwanie wspólnie z ekipą Martína Lópeza, do uparcie powtarzanych tez, że Soen jest jakby innym wcieleniem Katatonii. Chyba że sobie ich intencje nadinterpretuję, dodając iż powyższa analiza to już na mega poważnie wydaje się w punkt trafionym argumentem, że pisanie o muzyce jednego zespołu w kontekście wyłącznie jego innych płyt, jest teoretyzującym rzeczywistości komplikowaniem, zamiast właściwym muzyki odczuwaniem i jej przeżywaniem, więc kropka - będę teraz doznawał, bo mi się to doświadczenie doznawania Sky Void of Stars bardzo podoba. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz