poniedziałek, 2 stycznia 2023

Johnny (2022) - Daniel Jaroszek

 

Jak się cieszę, iż widzę ponownie satysfakcjonujące i po okresie niekoniecznie świetnej formy aktorskiej kapitalne wcielenie Ogrodnika. Zero ściemy, poza oczywiście prze-koza-czona, ale poza taka że nie mam pretensji, bo Kaczkowski nie był szary choć skromny i samo w sobie jego zachowanie jakby nie maksymalnie szczere było, to nie tylko jak na kleszkę ekscentryczne, a mimika oraz intonacja groteskowa, więc może dlatego immanentna „ogrodnikowa” szarża nie wygląda tu żałośnie zabawnie. Chociaż jak kojarzę (a kojarzę całkiem nieźle, bo mam fiksum dyrdum w kwestii rodziny Beksy), to sam Tomek Beksiński też był psychologicznie odjechany, a jak go Ogrodnik dodanym jeszcze komizmem obraził, to pamiętamy. Tu w tym "okołoprównaniu" widzę też tą różnicę, jaka po pierwszym wrażeniu odróżnia film o Beksińskich, od filmu o "Johnnym". Obraz Matuszewskiego był kapitalny, a rola Ogrodnika niestety nieco niegodna, tak tutaj Ogrodnik mega, a film niby im dalej w las tym bardziej piękny, ale jakieś ale ze mną po napisach końcowych pozostało. Obraz ciepły, u podstaw pouczający i niezwykle wartościowy, Chwilami wyrastający może ponad przeciętność i przyznaje wzruszający jak cholera, bo temat sam w sobie przecież z dużym potencjałem na spowodowanie u widza poruszenia. Trochę więcej niż z lekka po naszemu „filmowemu” typowy, zarazem asekuracyjnie klasyczny i trochę niepotrzebnie na starcie korzystający z nowoczesnych chwytów - jakby w stylu - możemy, technicznie jesteśmy w stanie, to strzelimy spektakularne ujęcie pościgu i nawet jeśli wyjdzie bez sensu, to w montażu zostawimy. Obraz jaki potrafi zostać z człowiekiem, ale również posiadający momenty nazbyt oczywistych szantażów emocjonalnych, które mimo wszystko są skuteczne na poziomie doznania zdecydowanie niepowierzchownego, a dotykającego i przyznaję dotykającego mocarnie. Film o cierpliwości i o poświeceniu, które daje satysfakcję i jest motorem napędowym, bo siejesz, pielęgnujesz i zbierasz owoce własnej ciężkiej pracy - to o relacjach z ludźmi. Film też o intuicji, nie tylko o wrażliwości, jako też o idealnym balansie wspierania i wymagania. Film który ewoluuje i nie kupując mnie od samego początku finalnie zyskuje moją sympatię, tudzież uznanie niemal w stu procentach. Szczęśliwie też że nikt tu nikogo nie nawraca, a uwrażliwia, bez typowo religijnie rekolekcyjnych pobudek. Tak teraz kombinuję i wykombinowałem, że każdy zostawia za sobą jakiś ślad - ślad jaki zostawił za sobą tuptający Kaczkowski, to ślad na który stać tylko prawdziwą wyjątkowość. Przyznaję!

P.S. Radykalny przy okazji wyrażę pogląd, pogląd że nie ma fajnych księży, a jeśli już pośród gatunku czarnych krwiopijców pojawi się taki typ który człowieczeństwo nad bogactwo materialne i ponad władzę miłuje, to albo Pan go szybko zabierze, albo hierarchowie mu gębę zamkną, tudzież dla potwierdzenia reguły (powtórzę że nie ma fajnych księży) oni zrobią z niego na potrzeby własne wzór cnót wszelakich, a on w swojej naiwności własną osobą odciągnie uwagę od niegodziwości kleszej mafii niestety. Tu jest właśnie pieseł pogrzebany, że tacy skromni bo maluczcy (medialnie przydatni) idealiści wciąż stanowią cześć machiny jaka już dawno powinna albo sczeznąć, albo może chociaż okazać pokorę i odpokutować za cierpienia, które ludzkości uczyniła. Stąd nawet jeśli ktoś nazywa Kaczkowskiego fajnym księdzem, to pomimo sympatii dla tego człowieka, to proszę wybaczyć, jedna albo nawet kilka jaskółek wiosny nie czyni - bez względu ile dobra pojedyncza nieskażona chciwością dusza uczyniła. Bowiem wprost mówiąc - wstyd po prostu, kiedy instytucja w teorii szlachetna pijarowo musi się ratować odosobnionymi świadectwami bezinteresowności, empatii i właśnie dobra. Tak myślę, ale też po tym filmie mój radykalizm zasadniczo jednak w wyłuszczonym powyżej przekonaniu stopniał. I to jest ta magia kina, że potrafi także dla dobra skrótami nieco rzeczywistość ponaciągać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj