Dobre
bo polskie, dobre bo o polskiej rzeczywistości i według zasad
dobrej współczesnej polskiej szkoły filmowej, gdzie duży pieniądz
sponsorski nie gra decydującej roli, a o sukcesie, czyli
teoretycznie o wartości, decyduje bystre spojrzenie na temat, jego
autentyzm i przesłanie jakie w sobie zawiera. Gra aktorska jest w
pytę i mieści się na granicy naturszczykowatości, ale bez
amatorki zupełnej. Dialogi zasługują na przymiotnik prawdziwe,
bowiem są jakby spisane z obserwacji życia, a narracja ogólnie
jakby dokumentująca coś co wydarza się naturalnie, choć może
robić wrażenie wyrywkowych ujęć. Jest też jeszcze jednak jeden
szkopuł, że dykcja postaci lipna, albo realizacja dźwięku po raz
kolejny praktycznie po polsku położona, więc trzeba mocno
nadstawiać ucha, by usłyszeć i zrozumieć co też postaci mają do
powiedzenia. To w moim przekonaniu problem i element tak specyfiki
młodzieżowego ubierania w słowa myśli, jak i fakt, iż podstawa
techniczna została położona, inaczej warsztatowy obowiązek
fundamentalny nie dopieszczony, gdyż nawet jeśli sam obraz mówi
dużo, to nawijka dopowiada jednak więcej o grupie w jakiej bohater
przez wakacyjne miesiące funkcjonuje, a która go współwychowała
i teraz do niej powracając nie czuje się w jej towarzystwie tak
znakomicie, jakby niegdyś się widzowi mogło wydawać. Stąd tak
samo Tymoteusz-Tymek obserwuje wzrost napięć na kluczowej dla
scenariusza linii piękna polska młodzież - dużo mniej piękna
obca kulturowo bliskowschodnia imigracja, jak sam przeżywa
dyskomfort związany z przebywaniem pośród ziomków już o zupełnie
dla niego obcej mentalności. On niby podobny im z wyglądu, ale
jednak już student muzycznej akademii, z wielkimi planami na
przyszłość, z doświadczeniem większego niż wyłącznie okolice
dzielni świata, a oni w podobnych do jego sportowych czapeczkach i
luźnych dresikach, jarający już akurat zioło nałogowo,
wciągający rytualnie kebsy i słuchający wulgarnych rapsów,
zamknięci niby we własnym getcie, więc mimo wszystko bardzo inni.
Może i praca Damiana Kocura jest przez krytykę przeceniana i te
wszystkie wielkie słowa jakie w jej kontekście padają są na
wyrost, a może trzeba pamiętać, iż to debiut reżyserski dopiero
i jak na pierwsze poważne zawodowe przedsięwzięcie film
emocjonalnie robi wrażenie. On myślę przeraża i boli, a te
sklejone schematycznie sceny są po prostu dobrze zainscenizowane
oraz prezentują trafnie dostrzeżoną prawdę miejsca i czasu,
posiadając głębszy symboliczny wymiar o dokumentalnym charakterze.
Mnie Damian Kocur do siebie przekonał i przypomniał mi, że wszyscy
wokoło jesteśmy raczej przez okres adolescencji w warunkach często
ekstremalnych skrzywdzeni i tylko rożnie z tym poczuciem zranienia
(po prawdzie spierdolenia) sobie radzimy, a że istnieją też
praktyczne sposoby wypierania i budowania własnego poczucia wartości
na krzywdzie innych zasługujące na napiętnowanie, to i trzeba o
tym głośno krzyczeć, a to między innymi robi obiecująco reżyser
w swoim PIERWSZYM długometrażowym filmie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz