czwartek, 18 maja 2023

My Dying Bride - A Line of Deathless Kings (2006)

 


A to mocno niespodziewany rozwój sytuacji nastąpił i jak jeszcze kilka lat temu doczuwałem nie tyle znużenie, a wręcz poirytowanie powracając do dyskografii Brytyjczyków (więc sobie darowałem i w konsekwencji jakiś czas nie powracałem), tak ostatnio przeżywam na nowo wzrost ochoty, nie tylko na odtwarzanie tego wszystkiego z ich dyskografii, co przez mnóstwo godzin za starszego łebka ryło mi banieczkę, ale i jak świadczyć będzie poniższy entuzjazm wobec A Line of Deathless Kings, cieszę się potrzebą przewartościowywania stosunku do albumów, które akurat w czasie startu mojej abstynencji "majdaingbrajdowej" wychodziły. Może to nazbyt entuzjastyczne stwierdzenie, bowiem powyżej A Line... wciąż sięgam z niepewnością i nie napiszę, iż dzisiaj (18 maja roku 2023-ego) wiem o nich więcej i to co wiem, zmienia w świadomości mej ich oblicze, ale druknę bez najmniejszego asekuranctwa tezę, iż dziewiąty album długogrający w dyskografii My Dying Bride odbieram zupełnie inaczej, niż w dniach kiedy go nabyłem i bardzo szybko odrzuciłem. Biję się w pierś (ale nie będę jednak od razu posypywał sobie głowy popiołem na znak totalnej pokory wobec wszystkiego co powyżej dziewiątki nagrali), stawiając krążek z roku 2006-ego obok tych, które go bezpośrednio poprzedzały i uznaję, iż jest tak kontynuacją kapitalnego okresu w ich twórczości, jak i logicznym kontynuatorem formuły przyjętej wraz z wydaniem The Light at the End of the World. Nie czuję też potrzeby rozrysowywać w układzie współrzędnych punktów stycznych wymienionych, ani powielać zdania jakimi je wcześniej opisywałem, a jedynie dodam z obowiązku i dla zasady, że coś konkretnego o muzyce należy naskrobać, a nie tylko umieszczając ją w kontekście czasu nostalgicznymi wspomnieniami się podzielić, iż brzmi potężnie, opiera się na wyrazistych gitarowo-klawiszowych melodiach i kręgosłupie powolnego nabijania rytmu, a stonowana na ogół estetyka gotyckiego doom metalu, wzbogacona zostaje przeszywającymi fragmentami ze ścianami dźwięku w roli głównej. Aaron bardziej melorecytuje i śpiewa po prostu, zamiast growluje, co sprzyja uwypukleniu istotnej w komponowaniu fundamentalnej muzykalności, a wymienione cechy ostatecznie połączone wywołują wrażenie dojmujące, tak jak w zasadzie zawsze w przypadku numerów My Dying Bride bywało, więc określenie A Line of Deathless Kings płytą dla nich emblematyczną, rozumiem jako uzasadnione. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj