środa, 10 maja 2023

Meg Myers - TZIA (2023)

 


Nie ma się czego brzydzić, nie ma się czego wstydzić, bo słabość do ciekawego popu, to żaden powód do skrywania takich preferencji w czterech ścianach mieszkania. Żadne to "giltypleżer" tylko naturalne docenianie artystów. którzy niekoniecznie mają ochotę na wykorzystywania zmyślnego (mam na myśli awangardowego) instrumentarium, czy stylistycznych ucieczek w ekstremalne tematy. Jak ktoś ma coś mądrego do powiedzenia i wyczucie estetyki broniącej się przed wpływem tandety, to nawet jeśli narzędziem staną się dla niego nieskomplikowane tematy, to i tak jego przekaz się obroni. Dlaczego miałbym się wzbraniać przed podrygiwaniem, gdy słyszę świetny przebojowy numer z tanecznym vibem i flowem, który porywa do wygibasów, a przy tym nie budzi zażenowania, a wręcz stanowi nie tylko uzależniającą chwytliwością czystą przyjemność, ale jest też doznaniem z rodzaju tych do mniej lub bardziej oczywistej, ekstremalnie nawet mniej lub bardziej płytkiej, ale jednak refleksji prowokującym. Dlaczego jednak piszę o tym tłumacząc się z tego przy okazji tekstu o nowym albumie Meg Myers, kiedy o zgrozo jest on niestety dla mnie dość sporym rozczarowaniem? Piszę i tłumaczę się, bo gdybym tylko napisał, że TZIA nie ma startu do poprzedniego długograja, jak i też nie jest godna(y) stanąć obok dwóch świetnych epek z 2020-ego roku - odpowiednio  Thank U 4 Taking Me 2 The Disco i I’d Like 2 Go Home Now, na których każdy niemal numer zostawia daleko w tyle nawet najlepsze kawałki z TZIA, a już na pewno przynosi wstyd artystce zestawiony z kapitalnym i kapitalnie ubranym w obrazek The Underground - to miałbym tylko kilka linijek. Może coś w spostrzeganiu TZIA się we mnie w przyszłości zmieni, ale na dzisiaj nie chcę do niego wracać, choć będąc uczciwym panna coś tu aranżacyjnie chwilami kombinuje i wyrzuca z siebie niepopularne może przekonania, ale co mam uczynić, kiedy całość brzmi jak kolejny krążek lekko bardziej alternatywnej gwiazdki trochę tanecznego i trochę alternatywnego popu, a sytuacji kiedy tak znakomita elektronika z poprzedniego longa porywała - jest tu jak (uwaga smarkacze biorą do ręki słownik frazeologiczny) NA LEKARSTWO. Póki co wciskam play tylko kiedy chcę odsłuchać te materiały wychwalone, bowiem w nich był fajny klimat, a do TZIA zachowuję dystans. Nie ma grama magnetycznej atmosfery, nie dzieje się w kompozycjach z nowego albumu nic co by mnie na razie przekonało, ale być może po dwóch dokonanych nieudanych próbach, nie dałem sobie szansy by dotrzeć do fragmentów intrygująco-inspirujących i może zamiast mieszać w wyglądzie buzi, Meg zamiesza nastepnym razem dla odmiany w nagrywanych dźwiękach - bo wiem że potrafi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj