poniedziałek, 1 maja 2023

Marlowe (2022) - Neil Jordan

 

Fakt że dobrze wystylizowany i te kalifornijskie klimaty z przełomu lat 30 i 40 wyglądają całkiem czarująco malowniczo, lecz aby kupić Marlowe’a made in Jordan w całości, trzeba mieć dużą słabość do akcji detektywistycznych, jakie sprzedawał fanom Raymond Chandler, wymyślając postać Philipa Marlowe’a, bo ogólnie szału tutaj Neil Jordan nie gwarantuje i moje przekonanie przedseansowe, że gość niestety jak na razie w obecnej formie artystycznej niczego istotnego nie zaproponuje, okazało się trafione. Nakręcił reżyser kultowego Wywiadu z wampirem adaptację bardzo rzemieślniczą i z aktorów też nie potrafił wykrzesać maksimum, więc gwiazdy mniejsze i większe/obecne i już wyblakłe grają zachowawczo, bez koniecznej by przełamać moje zdystansowanie większej ikry. Zapewne realizacja tego projektu, to było jakieś marzenie Jordana z dzieciństwa, teraz jak widać wreszcie spełnione, lecz od reżysera z tak okazałym dorobkiem, nawet gdy wiekowo już jest mocno zaawansowany, teoretycznie życzyłbym sobie nawet jeśli już sztampy, to sztampy maksymalnie wypielęgnowanej, być może dzięki tej pedantycznej precyzji także z może nie oślepiającym, ale jednak błyskiem. W tym miejscu powtarzam, że jest porządnie i niewymagającego nazbyt wiele widza uda się usatysfakcjonować, tak jak myślę zadowolić tych wszystkich widzów, którzy w prozie Chandlera się zaczytywali, mimo że oczywiście (piszę to, bo jeśli nie napiszę, zostanie mi to wytknięte) adaptacja filmowa, to tylko sam szczyt góry lodowej, której książkowa wersja kryje w sobie znacznie więcej szczegółów, a przez to inspirującego wyobraźnię dobra, nie tylko literackiego. Zgadzam się z napotkanymi w necie opiniami, iż technicznie (scenografia, charakteryzacja, stroje) to wszystko gra i dodaję, iż przez toporny montaż brakuje charyzmy, a przez zawiłą intrygę podaną nijako i Neesona, tak zimnego aż jakby nieobecnego, wyszło bez wzbudzenia u widza mnie podobnego zaangażowania, czyli najzwyczajniej nudnawo. Obejrzałem niemal wyłącznie i poświęciłem się bezdyskusyjnie, żeby moi znajomi, którzy nie mają aż tak dużo wolnego czasu i muszą staranniej filmy na niedzielne czy sobotnie popołudnie wybierać, nie musieli po seansie czasu z tak potwornym trudem wygospodarowanego żałować i im NIE POLECAM.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj